Siedziała na podwórku z wystawioną twarzą do słońca. Robiło się coraz cieplej i spokojnie można było przebywać na dworze. Noszenie krótkiego rękawka w kwietniu, to naprawdę fenomen. Nudziło jej się w domu, więc postanowiła zrobić na dworze wiosenne porządki. Pogoda była idealna. Złapała za łopatę i zaczęła pakować wszystkie zebrane śmieci do worka. Spędziła tu kilka godzin, ale dzięki temu czuje się wyśmienicie. Dotleniła się, nabrała nowej energii i dzień stał się piękniejszy. Oderwała się od uczelnianej codzienności, która szybkim krokiem zbliża się ku końcowi. Związała worki sznurkiem i odłożyła narzędzia pracy. Ogarnęła wzrokiek niewielkie podwóreczko i kiwnęła z zadowolenia głową. Odwaliła kawał dobrej roboty. Należy jej się jakaś nagroda w postaci kisielu z mrożonymi owocami. Zdjęła brudne rękawiczki i schowała je do szopki. Otrzepała ubranie i ostatni raz popatrzyła na podwórko. To jest to. W kieszeni poczuła wibracje. Szybko wyciągnęła telefon i ukazał jej się messenger. Ktoś do niej dzwoni. Szeroko się uśmiechnęła i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Hej. - przywitała się radośnie
- Hello. - rozbrzmiał się jego wesoły głos - Co tam u Ciebie?
- Bardzo dobrze. Właśnie skończyłam sprzątać podwórko. Popatrz. - szybkik kliknięciem zmieniła kamerkę z przedniej na tylną - Spędziłam tu połowę dnia i tak się dobrze bawiłam.
- No, wygląda świetnie. - uśmiechnął się - Z resztą tak jak ty.
- O dzięki. - zaczęła się śmiać - A ty za to zmizerniałeś - powróciła z kamerką na jej twarz - Mów co u Ciebie.
- Jakoś leci. Mam sporo pracy i nauki. Mówię Ci, jak tu jest super. Ten sprzęt i kadra naukowa, to coś nie do pomyślenia. - był zafascynowany - Ale ciężko mi jest. Tak daleko od domu i bliskich. To jest najgorsze. Nie mogę się doczekać kiedy przyjadę do Polski.
- Dasz radę Józek. - puściła mu oczko - Właśnie spełniają się Twoje marzenia.
- O tak. - westchnął
Usłyszała po jego stronie inne głosy. Spojrzał nad telefo i wymienił z kimś parę słów.
- Muszę kończyć. - przeniósł wzrok na nią - Badania czekają.
- Oczywiście, leć!
- Fajnie było Cię zobaczyć. Mam nadzieję, że za niedługo znowu się usłyszymy.
- Na pewno. - uśmiechnęła się - Pa Józek. Trzymaj się i powodzenia.
- Dziękuję. Pa. Buziaczki.
- Buziaczki. - radosna nacisnęła czerwoną ikonkę.
Ten jego uśmiech... Ciągle ma go w głowie. Dobrze go widzieć takiego radosnego. Chyba nigdy nie widziała takiej radości z jego strony. W końcu spełnia swoje marzenia, który przyszły tak nagle i niespodziewanie, że może się to wydawać jak historia z książki albo filmu. Tęskni za nim nadal, ale już sobie poukładała wszystko i wie na czym stoi. Obiecała sobie, że robi sobie przerwę od facetów i nie pakuje się w jakieś nowe znajomości, bo to nie kończy się najlepiej.
Wróciła do domu i szybko umyła ręce. Nastawiła wodę na gazie i zabrała się za poszukiwania torebki z proszkiem, który w efekcie zmieszania z gorącą wodą, da jej wymarzony kisiel. Długo jej to nie zajęło i wyciągnęła o smaku truskawkowym. Przyszykowała kubek i z zamrażarki wyciągnęła truskawki i maliny. Wrzuciła po kilka na dno i z powrotem je schowała. Po co tyle wody nalała do czajnika, skoro chce zrobić tylko kisiel? I teraz musi czekać wieczność. W międzyczasie włączyła telewizor i po ciężkim boju znalazła coś, co może ją zaciekawić. Gwizd czajnika wyrwał ją z zadumy i szybko pobiegła go wyłączyć. Zalała biały proszek i energicznie mieszała zawartość. Po chwili jej posiłek był gotowy. Zadowolona usiadła na kanapie i wzięła się za jedzenie. Minus był taki, że kisiel był gorący i każdą łyżeczkę musiała dmuchać. Jeszcze dobrze połowy nie zjadła, a tu w powietrzu zaczął roznosić się dźwięk syreny i jej telefonu.
- No nieee. - jęknęła i szybko wpakowywała kolejne łyżeczki do buzi - Walić to.
Do pokoju wbiegł Robert.
- Nie idziesz? - zapytał
- No już, tylko zjem. Głodna jestem.
- Okej.- wzruszył ramionami i pobiegł dalej
Słyszała jak bierze klucze do remizy i trzaska drzwiami. Dobra, już chyba podjadła. Wstała ociężale z kanapy i ruszyła do przedpokoju. Nałożyła na stopy buty i spokojnym krokiem opuściła mieszkanie. Już powoli się zbierali, to przeszła do truchtu, żeby załapać się na skład. Podbiegła do remizy i zobaczyła, że jest ich czterech. No i super. Na luzie podeszła do swojej szafki i zaczęła się przebierać. Każdy kto wbiegał krzyczał cześć i w taki oto sposób się witali. Z rozpiętą kurtką i hełmem w dłoni wyszła na zewnątrz.
- Co tam się dzieje? - zapytała Piotrka
- Pożar kantyny. - odpowiedział
Kantyna jest to zbiornik wodny w miejscowości niedaleko ich. Na kantynie już niejeden zginął. Są tam tylko ścianki do skakania, a nie ma jako takiego wybrzeża gdzie można by się rozłożyć z kocami. Otoczona jest dookoła wysokimi skałami. Żeby do niej dojść trzeba wspiąć się na wzgórze, które właśnie się paliło.
Uwielbiała jeździć wozem do akcji. Te dźwięki syren i adrenalina. Czas szybko mija, wszystko się ustala, ale jaka by nie była akcja, to i tak zawsze znajdzie się miejsce na żarty.
Wjeżdżając do wioski widzieli wielkie kłęby dymu. Każdy wiedział, że będzie to gruba akcja. Naciągnęła na głowę kominiarkę i założyła hełm. Stara się dbać o swoje zdrowie jak tylko może. Dojechali na miejsce, gdzie działała już jedna jednostka. Szybko wyskoczyli i ogarnęli teren akcji. Paliło się całe wzgórze, od samego dołu do samej góry. Ustalili z dowódcą tamtych, że będą podawać im wodę, bo im już się kończy. Z Robertem wzięła tłumicę i zaczęli wdrapywać się na górę. Gdzie znaleźli jakiś ogień, to zaraz go gasili. Było bardzo ciężko. Było gorąco, a oni dużo musieli się namachać. Słyszała swój szybki, ciężki oddech, który hamowała przyłbica. Nie miała już sił. Chciała wziąć głęboki wdech, ale nie mogła, bo dookoła niej było pełno dymu. Oczy ją szczypały i myślała, że zarz zemdleje. Chyba po raz pierwszy dopadł ją strach. Nie mogła oddychać. Próbowała uspokajać się i szybko przebijała się, tam gdzie nie ma dymu. Gdy tylko znalazła się w takiej strefie, zsunęła kominiarkę z nosa i szybko oddychała. Przysiadła na jakiejś skarpie i rozpięła nomex. Musiała pozbierać się do kupy. Robert dalej walczył.
- Młody, siadaj. - krzyknęła do niego
Popatrzył na nią zmęczony i bez słowa zajął miejsce koło niej.
- Masakra. - mruknął i położył się
- No. - kiwnęła głową i spuściła głowę
Zza krzaków wyłonił się strażak z państwówki. Dowódca.
- Ściągnijcie sobie góry. - zawrócił się do nich
- Nawet na to nie mam siły. - zaśmiała się i dalej siedziała
Posiedzieli jeszcze chwilę i stwierdzili, że wrócą do swoich.
Kiedy schodzili, niedaleko nich dwóch z państwówki wspinało się na górę z wężem. Popatrzyła na jednego i zamarła. To on. Nie mogła od niego oderwać wzroku. Na szczęście on ich nie widział. Ciągle miała jego twarz przed oczami i zamyślona dotarła do swoich. Szybko dopadła wody i zaczęła pić. Marzyła, żeby się ukryć w wozie i go nie spotkać. Tak też zrobiła. Wszystko do niej wróciło. Ta ich wspólna akcja, jak spali przytuleni do siebie, te jego oczy. Chciało jej się płakać. Dobrze, że jej jednostka była na wylocie i często jeździła po wodę. Wiedziała, że już go nie spotka.
Akcją dobiegała końca, wóz państwówki już odjechał, jest bezpieczna.
- Ej, a gdzie jest jeszcze jedna tłumica? - zapytał Piotrek
- Ja swoją przyniosłem. - oznajmił Robert
- Kurde. Chyba zostawiłam ją na górze. - westchnęła - Pójdę po nią.
- Siora, ja pójdę. - zaoferował się Robert
- Ty odpoczywaj, musisz dbać o nogę. - puściła mu oczko i udała się w podróż
Szła powoli, nigdzie się nie spiesząc. Patrzyła jaki duży obszar był objęty pożarem. Masakra jakaś. Że komuś chce się tak podpalać. Odnalazła miejsce w którym siedzieli. Zza jej pleców usłyszała szelest krzaków. Odwróciła się, żeby sprawdzić kto to.
- Cześć. - powiedział patrząc na nią przelotem i szedł dalej przed siebie
Ona stała jak wryta. Do oczu naleciały jej łzy i cała się gotowała. Sama siebie zaskoczyła i wybuchła.
- Tak, teraz też mnie zostaw bez żadnego słowa. - mówiła łamiącym się głosem - W ogóle udawaj, że mnie nie znasz. Jesteś cholernym dupkiem.
Szybko się odwróciła i dopadła do tłumicy. Była cała roztrzęsiona. Wzięła głęboki wdech i podniosła ją z ziemi. Przetarła dłonią wilgotne oczy i odwróciła się w kierunku zejścia. Wpadła na kogoś. To był on. Te niebieskie, duże oczy pozna wszędzie. Chwycił w dłonie jej twarz i delikatnie złączył ich wargi. W jej ciele coś eksplodowało. W brzuchu coś świdrowało, nogi zrobiły się jak z waty. Czas dookoła niej stanął w miejscu. Żyła tylko tą chwilą. Czuła tylko jego miękkie wargi na jej. Ciepło i zapach jego ciała. Tak dobrze je pamiętała. Szybko przerwał tą chwilę. Odsunął się od niej ciągle wpatrując się w jej oczy.
- Zadzwonię później. - oznajmił i zaczął iść w dół wzgórza.
Stała tam w bezruchu. Nadal do niej nie dociera, co tam się wydarzyło. Dlaczego tak szybko odszedł? Chce go jeszcze! Czuła się tak wspaniale, jak nigdy dotąd. Chciała skakać i krzyczeć z radości. Automatycznie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Musi wracać. Przez całą drogę przypominała sobie smak jego warg, głębię jego oczu. Nie mogła dać chłopakom poznać po sobie, że coś się wydarzyło. Kilka metrów przed nimi zmieniła wyraz twarzy na zmęczony.
- Mam. - podniosła do góry zdobycz i delikatnie się uśmiechnęła
Kilka metrów obok stał wóz państwówki. W tedy pewnie podjechali z drugiej strony po sprzęt i teraz znowu tu wrócili. Czuła na sobie jego wzrok, ale nie popatrzyła w ich stronę, chociaż bardzo chciała.
- Jeszcze zatankujemy się tutaj. - oznajmił Piotrek gdy wszyscy wsiedli do wozu.
Podjechaliśmy pod hydrant i z automatu każdy wyskoczył. Wzięliśmy węża i podłączyliśmy szybko. Ona przysiadła na jakimś murku ogrodzenia i podparła głowę na rękach. Znowu zaczęła myśleć o Michale. Gdy tylko o nim myślała, w jej ciele robiło się ciepło i czuła te motyle w brzuchu. Zobaczyła jak pspesiaki podjeżdżają koło nich i wysiadają z wozu.
- My zatankujemy się po was. - oznajmił ich dowódca
Szybko odszukała go wzrokiem, ale chyba był po drugiej stronie. Nagle wyłonił się zza czerwonej strzały i otworzył skrytkę, żeby móc usiąść na podeście. Przez chwilę ich wzroki się spotkały, ale nie chcieli dać po sobie coś poznać, że coś się wydarzyło. Tak chciałby się do niego przytulić. Siedziała tam tak z dala od reszty załogi. Oni jak zwykle gadają na tematy, na których ona się nie zna.
- Co tak smutna siedzisz? - zagadnął do niej strażak siedzący koło Michała
Przeniosła na nich wzrok i podniosła brew.
- Nie jestem smutna. - szybko odparła - Jestem bardzo szczęśliwa - To wypowiadając popatrzyła na Michała
- Jakoś tego po Tobie nie widać. - zaśmiał się tamten
- Zmęczona jestem, okej? - zaczęła się śmiać - W odróżnieniu od was, ja się namachałam.
- Słucham? - zmrużył oczy
- No przecież żartuję. - puściła mu oczko
Michał siedział cicho i tylko od czasu do czasu na nią popatrzył. Tak marzyła, żeby usiąść koło niego i oprzeć głowę o jego ramię.
- Co ty się tak cieszysz siostra? - podszedł do niej Robert
- Ja cieszę?
Zdała sobie sprawę, że siedziała z uśmiechem na twarzy, chociaż z nikim nie rozmawiała.
- No ty.
- A bo sobie coś przypomniałam. - stała
- Co takiego?
- Wsiadaj. - pokazała mu na wóz - Jedziemy.
Przed wejściem zatrzymała się i spojrzała w jego stronę. Patrzył się na nią i po chwili posłał najpiękniejszy uśmiech. Odwzajemniła go i szybko wdrapała się do środka.
Leżała wygonie w łóżku przeglądając facebooka. Jest dopiero 20, a ona jest tak wykończona, że masakra. Natrafiła na nowo dodane zdjęcie Józka. Stoi uśmiechnięty pod wielkim obserwatorium. Dała mu serduszko i przyglądała się jego osobie. Z nim chyba nigdy się tak nie czuła jak z Michałem. Był chyba w pewnym stopniu taką przykrywką na uczucia, jakimi darzyła strażaka. Miała sobie dać spokój z facetami, zawieraniem nowych znajomości. Ale z drugiej strony, to przecież nie jest nowa znajomość, więc słowa nie złamie. Przyszło jej powiadomienie o zaproszeniu do grona znajomych. Tak, to był Michał, tak jakby wywołała wilka z lasu. Od razu je przyjęła i wzięła się za przeglądanie jego profilu. Ale przerwano jej, bo wyskoczyło połączenie na messengerze. Zamarła. Bardzo się zestresowała i nie wiedziała co zrobić. W ostatniej chwili nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Hej.- przywitała się
- Hej. - usłyszała jego głos - Nie przeszkadzam?
- Nie. - odpowiedziała szybko
- Obiecałem, że zadzwonię, to słowa dotrzymuję. Przepraszam, że tak późno, ale mieliśmy sporo roboty.
- Rozumiem. - uśmiechała się do telefonu - Pożarów pełno?
- Tak. - westchnął - Masakra, jak ludziom się nudzi... Dopiero teraz mogę spokojnie się położyć i chwilę odpocząć. Muszę trochę nabrać sił, bo jak dalej tak będą szaleć, to nocka nie przespana.
- To może lepiej prześpij się? Nie będę Ci przeszkadzała. - martwiła się o niego
- Nie przeszkadzasz mi. - powiedział twardo - Chyba że nie chcesz rozmawiać?
- Nie. - pisnęła- Chcę bardzo z Tobą rozmawiać. Po prostu martwię się o Ciebie.
- To miłe. - czuła jak uśmiecha się do telefonu - Ale uwierz mi, jedyne czego teraz chcę, to porozmawiać z Tobą.
Na jej twarzy wyszły wypieki, a w brzuchu znowu poczuła motyle.
- Opowiadaj co tam u Ciebie. Jak pięty?
Zaczęła się śmiać.
- Dobrze, już dobrze. Ładnie się zagoiły, chociaż przez chyba 2 tygodnie mogłam chodzić tylko w klapkach.
- Hahaha, musiało to być wkurzające.
- I było. Ale teraz już jest spoko. A właśnie, dzięki że mi przypomniałeś. Muszę jutro wybrać się na zakupy do galerii po jakieś buty.
- Do usług. - zaśmiał się
Rozmawiali ponad pół godziny. Nie mogli przestać ze sobą rozmawiać, ale przerwało im wezwanie. Leżała zadowolona wpatrując się w sufit. W końcu go odnalazła.
Jeeeejuu *.* Jak dobrze że na siebie wpadli. Teraz to już nie może być źle noo 😍 Czekam tylko aż oficjalnie zaczną związek 😍👌
OdpowiedzUsuń