W końcu mogła się porządnie wyspać w swoim łóżku. Jednak trudno było znaleźć odpowiednią pozycję, żeby nie zahaczyć o pięty. Przeciągnęła się mocno i sięgnęła po telefon. 10:12. Nieprzypomina sobie kiedy ostatnio tak długo spała. Połączyła się z internetem i weszła na facebooka. Tylko jakieś dwa powiadomienia. Zrobiło jej się przykro. Ale co ona sobie myślała? Teraz uzmysłowiła sobie, jak wielki błąd popełniła. Żałuje tego co zrobiła. Spała z obcym facetem. Wszyscy z jej jednostki to widzieli. On może to rozgadać wszystkim w państwówce i wtedy będzie o niej głośno. Jak mogła pozwolić sobie na tak gówniane zachowanie? Zrobiło jej się słabo i miała pełno obaw. Chyba już zawsze będzie unikała strażaków z państwówki. Jest jej wstyd. Przwijała wpisy, ale nic nie było ciekawe.
- Jedziemy zaraz na zakupy. Jedziesz z nami? - do pokoju weszła mama
- No mogę pojechać. - mruknęła
- To raz, raz.
Przeciągnęła się mocno i wstała. Ospale podeszła do szafki i wybierała ciuchy. Jak zwykle nie wiedziała co założyć. Odsłoniła roletę i przywitały ją promienie słońca. Czyli jest ciepło. Wzięła swoje jasne, krótkie spodenki i do tego czarną koszulkę.
Będąc w mieście rozglądała się na wszystkie strony, bo miała nadzieję że go zobaczy. Chociaż wiedziała, że był to wielki błąd, to pragnęła go zobaczyć.
Kupiła sobie bluzę i koszulkę. Przy wyjściu z jednego ze sklepów serce jej stanęło. Ta postawa i krótkie ciemne włosy. Szybko wyciągnęła telefon i udawała, że coś robi. On odwrócił się w jej stronę. Spojrzała w jego stronę i delikatnie się uśmiechnęła. Odwzajemnił gest i poszedł dalej. Odetchnęła z ulgą, że to był jakiś inny mężczyzna. Czy teraz wszystko będzie kręciło wokół niego? Dobrze, że na stopach miała klapki. Z resztą innych butów by nie założyła. Było jej wstyd chodzić z wielkimi plastrami, ale cóż... Boli ją jak chodzi, rozrywała się ta błonka, która zdążyła się wytworzyć i tak w kółko. Wcześniej zakończyła ekspedycję po sklepach i wróciła do samochodu. Tam mogła wygodnie się rozłożyć i odpocząć. Mogła sobie jednak darować te zakupy. Po samochodzie rozeszły się pierwsze dźwięki "The Other side"piosenki z jej ulubionego musicalu - ,,Król rozrywki". Uwielbia go, bo główną rolę tam gra jej ulubiony aktor - Hugh Jackman. Uwielbia tego mężczyznę. Mimo swoich lat jest przystojny, jest dobrym człowiekiem, no i wspaniałym aktorem. Wyświetlił jej się nieznany numer. Przeciągnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
- Halo?
- Dzień dobry Emilko. Z tej strony pani Marysia. - usłyszała głos kobiety
- A dzień dobry. - przywitała się radośnie
- Przepraszam, że tak dzwonię, ale mam sprawę. Bo mój wnuk ma dzisiaj urodziny, a kompletnie zapomnieliśmy o torcie. A wiem, że robisz pyszne i śliczne torty, więc dzwonię do Ciebie. Trochę późno się obudziłam...
- Nie, nie. Dobrze. Nie mam nic do roboty, więc coś się wymyśli. - uśmiechnęła się do siebie - Tylko proszę mi powiedzieć jaki smak, wielkość i jak ma wyglądać.
- Ratujesz mi życie ! - odetchnęła z ulgą - Hmmm może coś z owocami ?
- Nie ma problemu. Właśnie jestem na zakupach, więc wszystko będę miała.
- No to fajnie. Nie musi być wielki, tak gdzieś na 20 osób. Mały lubi samochody i samoloty.
- Okej. A jak ma na imię i ile lat?
- Wiktor, 5 lat.
- Dobrze. Będzie gdzieś tak na 16, może być?
- Jak najbardziej! Dziękuję Ci bardzo! - słychać że była zadowolona - A, a ile będzie kosztował?
- Hmm. - zamyśliła się - 50 zł.
- Tak mało? Pogadamy później, bo teraz się śpieszę. Dziękuję Ci jeszcze raz Emilko.
- Nie ma sprawy. Do widzenia. - rozłączyła się
No to ma robotę na południe. Jej pasją jest też właśnie pieczenie ciast, czy robienie tortów. Uwielbia robić figurki z masy. Ludzie ją chwalą i niby jej prace są genialne. Ona nie dość, że robi to co lubi, to jeszcze dostaje za to pieniądze. Ma bardzo niskie ceny, bo nie chce zdzierać z ludzi i chce, żeby każdy mógł sobie na to pozwolić. To co bierze spokojnie pokrywa koszty produktów i jeszcze jej zostaje za robociznę. Wie, że takie torty chodzą po ponad 100 zł i też by mogła tak brać, ale po co?
Akurat rodzice wrócili do samochodu.
- Muszę kupić jeszcze kilka owoców. - oznajmiła im
- Okej, to zatrzymamy się koło tego sklepu co zawsze. - uśmiechnęła się mama
- Będę robiła tort dla pani Marysi.
- O, a co to za okazja ?
- Urodziny wnuka.
Mama i pani Marysia to dobre koleżanki. Często się odwiedzają, a jest okazja jeżdżą gdzieś razem na imprezy.
Wróciła do domu i od razu poszła do pokoju. Przebrała się w dresy, a stopy zostawiła bose. Musi uważać na te pięty. Oczywiście kuchnia nie lśniła czystością, bo jej młodszy brat robił sobie śniadanie.
- Robercik. - uchyliła drzwi do jego pokoju. - Dlaczego nie posprzątałeś po sobie?
Leżał na łóżku i czytał książkę. Przeniósł na nią wzrok i odetchnął głęboko.
- Chyba zapomniałem. - odparł i wrócił do czytania
- Śmigaj mi to posprzątać i to już. - pokazała palcem
- Zaraz, tylko dokończę.
Westchnęła i zamknęła drzwi. Jak zwykle musi sama o to zadbać. Jakby miała na niego czekać, nigdy by się nie wyrobiła z tortem. Kochała bardzo swoich braci. Robert młodszy o 5 lat nie jest taki jak dzisiejsza młodzież. Nie dąży do tego, żeby być fajnym i wszyscy go lubili, nie pali, pije z umiarem, ubiera się normalnie, a nie jak jakieś panienki. Wiecznie uśmiechnięty, nie wstydzi się jej, wręcz przeciwnie. Lubi z nią spędzać czas, są bardzo z sobą zżyci. Cała ich trójka taka jest. Tylko że starszy od niej o 2 lata Andrzej wyprowadził się od nich rok temu, po tym jak wziął ślub z Agatą. Mieszkają kilka wiosek dalej i bardzo często się odwiedzają. Mają roczną córeczkę Weronikę. Jest taka słodka. Rodzice mają świra na jej punkcie, jest ich oczkiem w głowie.
Posprzątała kuchnię i wzięła się do pracy. Już z automatu wiedziała ile jakich składników do różnych typów ciasta.
- Pomóc Ci. - podszedł do niej Robert.
Przeraziła się jak ten czas szybko leci. Dopiero co był pulchniutkim chłopaczkiem z gimnazjum, a teraz to wysoki, przystojny chłopak. Sięgała mu do klatki piersiowej. Tylko ona jest jakaś taka niska.
- Jak Ci się che. - puściła mu oczko
- Wiesz, że lubię Ci pomagać. - poczochrał jej włosy - A przy okazji trochę podjem.
- A tylko spróbuj! - trzepnęła go szmatką po tyłku
On odskoczył z rozbawieniem i złapał się za mikser.
- Mów jak tam na pożarze było. Słyszałem, że ostro dostałaś po dupie. - uśmiechnął się
- Masakra. - ożywiła się - Musieliśmy zapierdzielać pod stromą górę ponad kilometr! Myślałam, że nie dam rady. No ale jakoś się wczłapaliśmy. Już wtedy miałam całe pięty obdarte. - podniosła nogę, żeby mu pokazać
- Łoo! - zrobił wielkie oczy i przyglądał się uważnie - Masakra!
- No. - stanęła normalnie - I tam byli już inni. Nic szczególnego do roboty tam nie było. Głównie pilnowaliśmy i się wylegiwaliśmy. - zaśmiała się - Byliśmy podzieleni na pary i w nich działaliśmy.
- Z kim byłaś?
Przyszła fala bólu. Chciała o nim zapomnieć, nic nie mówić. Było jej wstyd. Nie chciała dać po sobie poznać, że coś nie tak.
- A z takim jednym z państwówki. - mruknęła
- Którym ?
Zapomniała, że Robert praktycznie zna ich tam wszystkich. On to jest zapaleniec na punkcie straży. Zawsze brał udział w konkursach wiedzy pożarniczej i zachodził bardzo daleko. Raz nawet był na etapie ogólnopolskim. Tam zajął 5 miejsce na 16. Nadaje się naprawdę do tego. W lipcu skończył kurs podstawowy i może razem z nimi jeździć na akcje. Próbował się dostać do szkoły strażackiej, ale niestety zabrakło mu trochę na sprawnościowych testach. Po tym ostro wziął się do pracy i ćwiczy codziennie. Zależy mu na tym, żeby być zawodowym strażakiem, kocha to, z resztą jak ona. Ma znajomych w pobliskiej państwówce, a szczególnie jednego, który trochę mu pomaga. Bardzo często o nim mówi, a ona dalej go nie poznała.
- Michałem. - szybko zamrugała, żeby żadna łza nie zdążyła opuścić kącików oczu.
- Hmmm, jest ich kilku. Ale ich raczej nie znam.
No i chwała Panu - pomyślała sobie w duchu.
- Na następny dzień dali nas gdzie indziej i tam to była jazda. Pożar taki, że masakra. Tam latałam z wężem albo tłumicą. No i potem znowu musieliśmy iść pod tą górę. Ale watro było. - uśmiechnęła się
- Że mnie akurat nie było. - posmutniał - Taka akcja. Jak zwykle, nie ma mnie, to coś musi się dziać.
- Oj daj spokój. Jeszcze się najeździsz.
- Ta. - westchnął
- Kochany jesteś. - pogłaskała go po głowie - Dziękuję.
- Spoko siostra.
Gdy on robił ciasto na biszkopt, ona mogła już się wziąć za masę. Pójdzie szybciej niż myślała. Najwyżej zadzwoni do pani Marysi, jak już będzie gotowy.
- Zjadłbym pizze. - jęknął
- Ja też. - rozmarzyła się
Zapadła cisza. Chyba oboje mieli przed oczami ciągnący się ser i pyszny smak.
- Pojedziemy później. - otrząsnęła się - Dawno nie byliśmy, to cię zabiorę.
Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech i zaśmiał się szyderczo.
Jak się spodziewała tort był już gotowy po 15.
- Jedziemy? - wyrwał ją z rozmyślania
- Gdzie? - zmarszczyła brwi
- No na pizze.
- A. - pokiwała głową - No tak. Czekaj, tylko się przebiorę. Zapytaj rodziców, czy nie chcą jechać.
- Nie chcą, pytałem.
- No to szykuj się i jedziemy. - oznajmiła i zmieniała ciuchy
Oczywiście na pizzy było dużo śmiechu. Oboje dobrze się dogadują i wiecznie z czegoś mają "pompę". Czasami czuje się jak jego młoda siostra. On naprawdę jest już dojrzały i potrafi się zachować. Ma poukładanie w głowie, a nie jak większość w jego wieku. Jednak często da się odczuć, że to młodszy braciszek. Zawsze jest z niego dumna. Opiekuje się nim jak tylko może. Chce być przy nim blisko i żeby wiedział, że zawsze może na nią liczyć i o wszystkim powiedzieć. Jest taką przyjaciółką.
- Szkoda, że Andrzej nie mógł przyjechać. - westchnął
Młody zawsze podziwiał starszego brata, był jego autorytetem. Zawsze jak gdzieś razem wchodzą, to wiadomo że będzie wesoło. Kocha ich bardzo.
Podjechali pod tom, a tu dźwięk syreny. Popatrzył na nią i szeroko się uśmiechnął. Szybko wysiedli i pobiegli do remizy. Niestety nie mieli przy sobie kluczy i musieli czekać na innych. Jako pierwszy był Piotrek. Otworzył garaż i zgłosił się. Usłyszeli, że pożar traw. Zjeżdżali się kolejni, a oni spokojnie się przebierali. Ona wzięła do ręki plastry i chusteczki i szybko poleciała do wozu. Była pierwsza. Ściągnęła buty i szybkimi ruchami robiła sobie opatrunek. Mocno ją to bolało, ale to jest silniejsze.
Na miejscu było sporo ognia, więc Piotrek wezwał wsparcie. Usłyszeli, że państwówka zaraz powinna być. Jej zrobiło się słabo, a żołądek zacisnął. Wzięła się za rozwijanie szybkiego natarcia i nie myślała, co zaraz tu się stanie. Była zaraz koło Roberta i pomagała mu przesuwać węża. Serio to jest bardzo ciężkie i w jedną osobę nie da się z nim poruszać. Na horyzoncie zobaczyła niebieskie światła i czerwony wóz. 'Proszę, tylko nie on, proszę tylko nie on' - modliła się w duchu. Na szczęście oni podjechali od drugiej strony i byli daleko. Próbowała wypatrzeć, czy jest, ale było to bardzo trudne.
- Podjedziemy do nich. - zarządził Piotrek, gdy zagasili koło siebie wszystko
Posłusznie zwinęli natarcie i wsiedli do wozu. Podjechali do nich i wysiedli. Od razu poszła do natarci i nie zwracała na nich uwagi. Nie odwracała się w ich stronę i unikała jak tylko mogła. Niestety musiało dojść do tego, że ugasili pożar i podeszli do siebie. Nerwowo patrzyła po wszystkich, ale na szczęście jego nie było. Z uśmiechem podawała każdemu rękę, a oni odpowiadali tym samym. Zawsze ma fory u chłopów.
No...To kiedy się spotkają? :D
OdpowiedzUsuńHmmm, może nigdy? 😁
Usuń