Dopiero co zaczynała wakacje, a tu już połowa sierpnia. Ten czas tak szybko leci. Miała poszukać jakiejś pracy, ale choroba która ją dopadła szybko pokrzyżowała jej plany. Podnosiła się po niej ponad miesiąc i nadal odczuwała skutki. Cieszyła się, że w miarę normalnie może funkcjonować.
Jak w każdą niedziele była w odwiedzinach u dziadków. Dzień był upalny, co było czymś normalnym tego lata. Wyszła na ogródek i postawiła krzesło na środku trawnika. Nogawki swoich krótkich spodenek podciągnęła jeszcze bardziej, żeby odsłonić całe uda, a koszulkę całkowicie ściągnęła. Nie martwiła się, że ktoś obcy ją zobaczy. Są w małej wiosce i w dodatku na jej uboczu, co zapewnia jej większą prywatność. Nasunęła czapkę z daszkiem na głowę i zamknęła oczy. Czuła jak promienie słoneczne delikatnie muskają jej skórę. Ciekawe jak długo wytrzyma opalanie w takiej temperaturze. Rozluźniała swoje ciało i czerpała każdą sekundę z odpoczynku. Musiała naładować baterię, bo wiedziała, że za godzinę wyruszy na drogę pełną męki. Kilka minut temu zadzwonił do niej naczelnik i miał interes. Powiedział, że blisko nich płonie las na wzgórzach i organizowane są ekipy gaśnicze. Ich jednostka dostała propozycję i szukają chętnych na już. Pojechaliby na 2 dni. A że ona nie boi się wyzwań zgodziła się bez wahania. Nie ma żadnych obowiązków, pracy, to może sobie pozwolić.
Przyszykowana wzięła swój plecak i wyszła z domu. Na szczęście remizę miała bliziutko, więc jej wędrówka nie trwała więcej niż minutę. Dwóch chłopców było już na miejscu i szykowali samochód. Nosili do niego wodę do picia, jakieś jedzenie i inne przydatne rzeczy.
- Hej. - przywitała się wesoło
- Siemanko. - podeszli do niej - Dominik jest w sklepie i jeszcze czekamy tylko na Wojtka.
- To co, może już się przebierzemy? - zaproponowała
Kiwnęli głowami i udali się do szatni. Za każdym razem jak stoi przy swojej szafce czuje wielką dumę. Uwielbia to co robi i jest w siódmym niebie, gdy może założyć na siebie nomex. Ściągnęła swoje ubrania i powoli przełożyła przez głowę czarną koszulkę polo z wyhaftowanym jej imieniem i nazwiskiem, grupą krwi, nazwą jednostki i na plecach duży napis straż. Z wieszaka wzięła spodnie i szybkim ruchem wciągnęła je na siebie. Zarzuciła szelki na ramiona i zapięła guzik. Jeszcze tylko buty. Popatrzyła na swoje stopy. Ma stopki i nie wie czy zmieniać na długie skarpety. Najwyżej zmieni je na miejscu, jak to będzie potrzebne. Wrzuciła do plecaka koszulki na zmianę i koszarówkę. Do ręki wzięła kurtkę od nomexu. Pod prawą piersią miała przyczepione rękawice. Sięgnęła dłonią do kieszeni i wyczuła miękki materiał kominiarki. Czyli wszystko jest na miejscu. Z szafki ściągnęła hełm, zarzuciła plecak na plecy, pod pachę wzięła kurtkę i wyszła do chłopaków.
- Jedziemy. - oznajmił Tadziu
Kiwnęła głową i weszła do wozu. Zajęła miejsce i się rozłożyła. Teraz czeka ich kilkunastominutowa podróż i będą działać.
Wyjechali z wioski i już było widać dym tego pożaru. Już po tym widoku wiedziała, że sytuacja jest bardzo poważna.
Po dotarciu na miejscu mieli tylko chwilę, żeby się ogarnąć. Wzięli ze sobą hydronetki, tłumice, łopaty i widły. Do tego musieli też wziąć wodę i jedzenie. Każdy był obładowany, a droga przed nimi ciężka, bo pod stromą, kilometrową górę. Już po pierwszych krokach miała dosyć. Było bardzo gorąco, oddychała szybko i głęboko. Co chwilę robili sobie przystanki na kilka sekund i ruszali dalej. Z każdym kolejnym krokiem czuła jak buty obcierają ją na pięcie. Jednak tego bólu nie czuła. Na pierwszym planie był brak sił. Myślała, że już nie da rady. Chłopcy też wyglądali na wykończonych. Przy końcu Piotrek potknął się o jakiś korzeń i wylądował na kolanach. Przeraziło ją to. Muszą dać radę, są już prawie u celu.
- Piotrek, dasz radę. - poklepała go po ramieniu
Wziął głęboki oddech i dźwignął się na nogach. Teraz była zawzięta. Musi być twarda. Brnęła przed siebie z całych sił. Chciała być tam jak najszybciej. Słyszała swój ciężki oddech, jej serce wyskakiwało z klatki piersiowej, a na piętach to już chyba miała dziurę do mięśni. Ostatnie dwa kroki. Jeden. I jest na szczycie. Z grymasem na twarzy stanęła i wypuściła wszystko z rąk. Uśmiechnęła się z trudem i popatrzyła na resztę. Na ich czerwonych, spoconych twarzach, powykręcanych ze zmęczenia widziała ulgę. Kilkanaście metrów przed nimi dostrzegła grupkę strażaków. To z nimi mają działać.
- Chodźcie do nich i tam odpoczniemy. - mruknął Wojtek
Niechętnie się pozbierali i ruszyli w końcową trasę. Marzyła, żeby tylko usiąść i ściągnąć buty.
- Cześć. - przywitali się z siedzącymi już tam strażakami
Oczywiście musieli podejść do każdego i podać rękę. Trzech z jednostki z miejscowości obok ich i jeden z państwówki. Rzuciła wszystko co miała w rękach i opadła na ziemię. W końcu może odpocząć. Przymknęła oczy i wyrównywała oddech. Chwila spokoju.
- Mają być ponoć samoloty gaśnicze. - usłyszała jak jeden mówił
Teraz sobie uświadomiła, że tak naprawdę nie wie jak sytuacja. Natychmiast usiadła i popatrzyła przed siebie. Unosił się gęsty, biały dym, który przesłaniał widoki. Byli kilka metrów od pożaru. Wszystko jest na stromej górze. Po ich prawej stronie też szalały ognie. No nieźle. Oni są tam głównie po to, żeby pilnować przed rozprzestrzenianiem się pożaru. Widziała, że nikt od niej się nie zbiera, ściągnęła buty. Z jej pięt odchodziła skóra. Ekstra. Nie wiedziała, że to tak mocno.
- Macie może chusteczkę? - zwróciła się do swojej ekipy
- Nie. - to była odpowiedź każdego
Westchnęła tylko i oparła stopy o jakąś góreczkę. Będzie sporo cierpienia przy chodzeniu.
Długo nie pocieszyła się odpoczynkiem. Zaraz musieli iść gasić. Wstała ostrożnie, założyła hełm i wzięła tłumicę. Nawet nie było rozmowy o tym, czy biorą kurtki od nomexu. Każdy dokładnie wiedział, że one by tylko były zagrożeniem, niż jakie ich jest zadanie, ochraniać. Cała jednostka ruszyła do działania. Udało jej się odzyskać siły, więc z pełnym zaangażowaniem uderzała o ziemię. Tylko to pieczenie pięt ją od czasu do czasu zmuszało do przystania. Ktoś oglądający z boku ich działania, mógłby powiedzieć, że to nic trudnego takie machanie. Owszem, ale trzeba dodać do tego niemiłosierny upał, pełno ognia i dymu dookoła ciebie i przebyty kilometr w nogach pod stromą górę. W pewnym momencie poczuła, jak coś kapnęło na jej rękę. To pot. Była już nieźle wykończona po pół godziny działania.
- Dobra, na razie sytuacja jest okej. Idziemy odpocząć. - oznajmił Piotrek, który był ich dowódcą.
Wszyscy się zgodzili i zabrali się z miejsca pożaru. Odruchowo przetarła ręką swoje czoło. Pozostał na niej jeden, wielki mokry ślad. Musiała wyglądać okropnie, ale nie przejmowała się tym. Tu nie ma miejsca na bycie piękną. Jeżeli któraś boi się o to, że jej tusz się rozmaże, czy podkład spłynie i nie będzie mogła się pokazać innym, to straż nie jest odpowiednim miejscem. Ona ma w dupie, czy jej twarz jest czerwona od wysiłku z czarnymi barwami wojennymi pożaru. Ona nie przyszła tu po to, żeby wyglądać. Jest strażakiem i przyszła ratować. A co strażacy pomyślą o niej, to już ich sprawa.
Tamta grupka sobie leżała. Jak byli już blisko, ten z państwówki popatrzył na nią. Miał duże, niebieskie oczy. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Posłał jej delikatny uśmiech, na co odpowiedziała tym samym. Ściągnęła rękawice i teraz tylko marzyła, żeby obmyć ręce. Dała Wojtkowi butelkę i kazała polać po jej dłoniach. Z czystymi łapkami mogła w końcu się położyć, ale szanowni panowie tak się rozłożyli, że nie było koło nich dla niej miejsca. Fakt, że dookoła miała pełno miejsca, wolała siedzieć przy kimś. Jej jedynym wyjściem był pspesiak, który siedział nieco niżej niż wszyscy. Nie zna go, ale wydaje się być miły. Ostrożnie zeszła i powoli usiadła koło niego. Nic nie mówiła, tylko wzięła się za ściąganie butów. Kiedy zsuwała skarpetkę syknęła z bólu. Chyba dopiero wtedy dotarło do niego, że tam siedzi.
- Masz może chusteczkę? - zapytała nie patrząc na niego
- Oj nie. - powiedział ze smutną miną - Coś ty zrobiła? - przyglądał się jej okropnym ranom
- Buty mnie obtarły.
- No tak. - westchnął - Jak się stopki ubiera na taką akcję...
Po chwili oboje się zaśmiali.
- Mam w plecaku długie skarpety, ale został w wozie. Miałam je zmienić, ale wszystko szybko, szybko i wyleciało mi z głowy. Ale trzeba być twardym, no nie? - spojrzała na jego twarz
Przyglądał się jej. Po chwili wygiął usta w uśmiech i pokiwał głową.
- Trzeba, trzeba.
Skądś znała tą twarz. Nie mogła sobie jednak przypomnieć skąd. Z akcji na pewno nie. Żadna sytuacja nie przychodziła jej do głowy.
- Że Ci się chciało tu przyjeżdżać. - westchnął wpatrując się w widoki przebijające się przez dym
- Nie mam nic innego do roboty. A że lubię wyzwania i trochę się ubrudzić, to chętnie się tego podjęłam.
- Wiesz, że lusterka też nie mam do poprawy makijażu? - nawet na nią nie spojrzał
Zatkało ją. Nigdy nie lubiła obcych ludzi, wstydziła się rozmawiać. A on jest taki... fascynujący. Pociąga ją do niego, chociaż znają się kilka minut. Jest rozważny, ale bez problemu wplata żarty. W jego oczach widział troskę i taki jakby podziw.
- Jakoś przeżyję. - zaśmiała się - Aż tak strasznie wyglądam?
- Nie. - odparł przenosząc na nią wzrok - Tylko widać, że się napracowałaś.
Widziała po nim, że jest nieśmiały, tak jak ona. Może dlatego tak łatwo ze sobą rozmawiają.
- Emilka jestem. - wyciągnęła do niego rękę
- Michał. - uścisnął ją
- Sorki, że Cię tak podsiadłam. - złapała za buty, żeby je założyć - Pewnie Ci przeszkadzam, chciałeś sam pobyć.
- Co? Skąd ten pomysł? - zmarszczył brwi
- Tak siedziałeś sam, oddalony od innych.
- Oni rozmawiali między sobą, to po co mam tam siedzieć? Wolałem sam.
- Czyli jednak Ci przeszkadzam.
- Nie. Jest mi bardzo miło.
Wzięła jakiś patyk, który leżał obok niej i łamała go na mniejsze kawałeczki, żeby zaraz rzucić je przed siebie. Zawsze tak robiła dla zabicia czasu.
Później działali w parach. Ku jej zaskoczeniu wylądowała z Michałem. Nie był to dla niej problem, bo dogadywali się bardzo dobrze i z minuty na minutę znali się coraz lepiej. Poszli niżej zobaczyć jak sytuacja. Szła bardzo powoli, żeby jak najmniej ocierać piętami.
- Sorki, że tak wolno, ale chcę uważać. - rzekła skupiona na stawianiu nóg
- Mi to pasuje. - zaśmiał się
- Powiedział to strażak psp. - odwróciła głowę w jego stronę z uśmiechem
Ten uśmiech szybko zamienił się w przerażenie, gdy poczuła, że pod stopą nie ma gruntu i zaraz wyląduje. On jednak szybko wyciągnął rękę i ją złapał. Żeby utrzymać równowagę drugą ręką objęła go w pasie. Czuła jak wzmocnił uścisk, żeby ją utrzymać. Stykali się ciałami, czuła jego ciepło.
- Sorki, ale chcę uważać. - udał jej głos - Żyjesz? - spytał rozbawiony
Teraz już wszystko stało się jasne.
- Już wiem! - klasnęła dłonie odsuwając się od niego
- Co? - zaskoczenie widniało na jego twarzy
- Skąd Cię znam. Cały czas wydawało mi się, że znam twoją twarz. - mówiła podekscytowana
- Iii?
- Na kursie kazałeś mi zrobić jaskółkę.
- Co? - był zdziwiony - Ja? Nie przypominam sobie.
- No w lutym. Wchodziliśmy na drabinę i zapytałam czy jest jakaś wymagana wysokość. A ty, że 28 metrów. I jak zeszłam zapytałeś czy żyję i kazałeś zrobić jaskółkę. Na stówę to byłeś ty. Tych oczów nie da się pomylić.
- Aaaaa. - uśmiechnął się - Już pamiętam. Zarąbiście Ci to poszło. Że Cię nie poznałem... Nie łatwo zapomnieć takiej dziewczyny.
- Wtedy byłam trochę pomalowana. - zaśmiała się - I wyglądałam lepiej.
- Bzdura. - szepnął
- Co? - popatrzyła na niego
- Nic nie mówiłem. - powiedział poważny
- A, wydawało mi się.
- Idziemy? - zapytał
Kiwnęła głową i tym razem uważnie patrzyła gdzie stawia stopy.
Zaczęło robić się ciemno, więc wrócili do reszty. Ustalili, że każda para będzie miała dyżury i będą się zmieniać. Na razie oni mogli pójść spać. Wzięła swoją kurtkę i rozścieliła na ziemi. Położyła się i przymknęła oczy. Po chwili jednak zrobiło się chłodno. Musiała ją założyć, chociaż nie było to wygodne rozwiązanie. Nigdy nie spała tak pod gołym niebem tylko na trawie. Była cisza, tylko od czasu do czasu dochodził do nich trzask ognia. To był dobry dzień. Mimo tego wysiłku i bólu, bez wahania by to powtórzyła.
Obudziła się sama z siebie. Minęła chwila, aż oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Oparła się na rękach i przed sobą zobaczyła siedzącego Michała. Wyszperała z kieszeni komórkę i sprawdziła godzinę. Ich kolej jest już od 10 minut. Wstała po cichu, żeby nie zbudzić innych i podeszła do niego. Usiadła i wpatrywała się przed siebie. Był przepiękny widok. Rozświetlone miasto nocą. Na drogach małe światełka samochodów, od czasu do czasu jechało coś na sygnale, bo mrugały niebieskie światła. Czyste niebo pokazywało kolekcję gwiazd.
- Czemu mnie nie obudziłeś- zapytała
- Żebyś mogła sobie pospać.
- To miłe. - mruknęła
Chyba jeszcze do końca się nie obudziła. Czuła, że jej umysł jest ociężały. Zmuszała się do myślenia, rozwiązywania jakiś łatwych działań. Ten widok naprawdę jest piękny. Jak mało okazji jest zatrzymać się i porozmyślać o tak prostych sprawach. Jaki ten świat jest piękny.
- Romantycznie. - przerwał ciszę, która co najmniej trwała 20 minut
- Tak. - szepnęła i popatrzyła na niego
On wpatrywał się w nią. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Jej żołądek się ścisnął, a oddech zatrzymał. Liczył się tylko on. Pragnęła go. Pierwszy przeniósł wzrok na horyzont.
- Moja żona. - zaczął - Była żona, uważa, że to jest żałosne i dla gówniarzy.
Cios i to potężny. Zabolało ją to cholernie. Jakby cały świat się zawalił. Chociaż nie wie dlaczego. Moja żona - te słowa ciągle dźwięczą jej w uszach. Miała ochotę się rozpłakać i uciec. Podciągnęła kolana, oparła na nich brodę, a rękami objęła nogi. Poczuła jak po policzki ześlizguje się łza. Nie chciała, żeby to zobaczył, dlatego siedział nieruchomo.
- Przepraszam. - powiedział
W tym samym czasie pojawił się ogień po jej prawej stronie. Wstała szybko i wzięła tłumicę. Nie zwracała uwagi na pięty, które sprawiały uczucie, że się rozrywają. Musiała się wyżyć. Nie chciała go widzieć. Energicznie uderzała o ziemię. Jakby to miało pomóc. Szybko jej poszło. Kątem oko dostrzegła, że stoi koło niej.
- Jesteś na mnie zła? - zapytał
- Nie, a dlaczego miałabym być zła? - odwróciła się do niego
Na jej twarz padało światło jego latarki przy hełmie. Łzy stały jej w oczach, czuła to. A on to widział.
- Idę się wysikać. - oznajmiła obracając się na pięcie
- Sama?
- A co, chcesz mnie podtrzymać ? - rzuciła wkurzona i brnęła przed siebie
Chce już stąd pójść. Nie może być z nim sam na sam. A jeszcze tyle muszą siedzieć sami.
Jakoś wytrzymali. Nikt się nie odezwał.
Po 10 zostali wezwani przez radio. Tylko jej jednostka. Potrzebowali ich gdzie indziej przez dzień, a wieczorem tu wrócą. Było to dla niej zbawienne. Cały dzień bez męczenia się jego obecnością. Wzieła swoją kurtkę, hełm i tłumice.
- Uważaj na siebie. - szepnął podchodząc - Do zobaczenia. - pogładził jej ramię
Przymknęła oczy i ruszyła przed siebie. Po kilku krokach obejrzała się. Patrzył się na nią. Gdy ich wzroki się spotkały, uśmiechnął się. Ten jego cholerny uśmiech. Uświadomiła sobie, że też się uśmiecha.
O kurde. Aż sobie wyobraziłam te jego oczy. Emilka to dzielna dziewczyna. Czekam na kolejne rozdziały. Niespotykana tematyka aż zachęca do czytania. Oby się spotkali jak najszybciej. W końcu...To Była żona ;)
OdpowiedzUsuń