sobota, 29 września 2018

Rozdział 5

          Już niedługo będą święta. Ten czas tak szybko zleciał. Ostatnie zajęcia na uczelni w tym roku kalendarzowym. Ostatni wykład jak zwykle się dłużył. Nie mogła na nim wysiedzieć, więc jak wykładowca powiedział: Na dzisiaj to już będzie koniec. Życzę wam wszystkim wesołych świąt. Była najszczęśliwszą osobą na świecie. Schowała swój zeszyt i szybko wyrwała z sali. Radosna zbiegła po schodach do szatni. Zastała tam jak zwykle uśmiechniętą panią. Wygrzebała w kieszeni numerek i podała go. Zaraz już miała swój czarny płaszczyk.
- Dziękuję pani bardzo. Życzę wesołych świąt. - powiedziała z szerokim uśmiechem i udała się do wyjścia.
Tam ujrzała jego. Stał w swojej niebieskiej kurtce i czarnej czapce. Jego brązowe oczy lśniły.
- Cześć piękna. - przywitał się wesoło i dał jej buziaka
- Cześć przystojniaku. - przytuliła się do niego
- No to teraz tyle wolnego. - zaśmiał się
- Miałeś mieć zajęcia do 16, a jest 14. Co to za szachrajki ? - podniosła brwi
- Tak wyszło. - puścił jej oczko i otworzył przed nią drzwi
Z nieba prószył delikatnie śnieg. Była tak piękna aura, że można było się czuć jak w bajce. Nałożyła rękawiczki i splotła ich dłonie. Mają swój rytuał, że jak ją odbiera z uczelni, to po drodze wpadają do kawiarni niedaleko i zamawiają kawę i pyszny sernik. Tym razem tak też się stało. Nigdy nie ma tam wiele osób. Ale to dobrze. Nie ma wielkiego szumu, można normalnie porozmawiać i  nacieszyć się sobą. Podeszli do swojego ulubionego stolika w rogu lokalu i rozpłaszczyli się. Jak zwykle jego włosy były w totalnym nieładzie po ściągnięciu czapki. Zanurzyła dłoń w jego czuprynie i ułożyła ją, tak jak być powinna.
- Dziękuję. - uśmiechnął się i zajął miejsce - Ja jednak nie dam rady przyjechać na święta. Rodzice postanowili, że pojedziemy do babci na kilka dni. Przepraszam.
Trochę ją to zasmuciło. Myślała, że w końcu przedstawi rodzinie swojego chłopaka i spędzi z nim święta. Już miała takie plany, co będą razem robić, a tu jak zwykle nic z tego.
- Nu trudno. - westchnęła i spuściła wzrok
- No Emilka, przepraszam, tak? - złapał za jej dłoń - Ale zrozum, że babcia mieszka na drugim końcu Polski i dawno jej nie widziałem. A rodzice powiedzieli mi o tym dopiero wczoraj.
- Przecież nic nie mówię. - burknęła
- Ale jesteś zła.
- Nie jestem. - popatrzyła na niego
- No widzę, że jesteś. - napierał na nią
- Tak jestem. Bo rozumiem, że chcesz jechać do babci. Ale przecież nie musisz tam być tyle, co twoi rodzice. Jesteś już dorosłym chłopcem. Czy się mylę ? - w jej oczach stanęły łzy
- Emilka, proszę. Nie chcę się kłócił. - powiedział łagodnie - Obiecuję, że Ci to wynagrodzę. Nie bądź zła. Proszę Cię.
- Dobra. - westchnęła i wyjrzała przez okno
To chyba pierwsza ich taka kłótnia. Do tej pory wszystko było okej. Rozpieszczali się nawzajem o żyli jak w bajce.
Po miesiącu ich znajomości zaprosił ją na kręgle. Myślała, że to będzie zwyczajny jak ich każdy wypad, taki koleżeński. Dogadywali się bardzo dobrze, lubili ze sobą spędzać czas. Rzuciła już kolejny raz kulą i zbiła wszystkie kręgle. Zadowolona odwróciła się do niego i stanęła jak wryta. Stał przed nią z piękną, czerwoną różą. Patrzył na nią z przepięknym uśmiechem.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał łagodnie
Nie spodziewała się tego. Do tej pory traktowała go jak swojego przyjaciela. Nie myślała, żeby z tego było coś więcej.
- Tak. - wydukała, po czym dopiero po chwili do niej dotarło, że to powiedziała
Zadowolony dał jej kwiatka i mocno przytulił. Dalej do niej nie dochodziło co się wydarzyło. Przecież mieli być tylko przyjaciółmi. Z resztą, to chyba będzie to samo, nic się nie zmieni. Tylko zmieni się nazewnictwo. To jest mój chłopak. Ale w sumie chyba nie można lepiej trafić na chłopaka jak na swojego przyjaciela. On o tobie wie wszystko, zna Cię najlepiej.
- Zaskoczyłeś mnie Józio. - przyłożyła różę do nosa i rozkoszowała się jej zapachem - Jest śliczna, naprawdę.
Do ich stolika podeszła kelnerka z ich zamówieniem. Podziękowali ładnie i wzięli się za konsumowanie. Nie chciała się na razie odzywać, żeby nie wywołać znowu jakiejś niepotrzebnej sprzeczki. Była dalej wkurzona za ten wyjazd. Wiedział, że jej bardzo zależy na tych świętach. Już nic nie musi robić, żeby jej wynagrodzić, nic od niego nie chce.
- O której wracasz do domu? - zapytał ją po długiej ciszy, jak już prawie wypili całą kawę
- Nie wiem, ale chyba jak najszybciej. - mruknęła kładąc szklankę na talerzyk, co oznaczało że już skończyła - Jestem zmęczona.
Popatrzył się na nią smutno. Nie lubiła oglądać go w takim stanie. Zawsze było jej go szkoda. Bo to rzadki widok, żeby on był smutny. Wiecznie uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony do życia. Teraz on jest przyczyną jego stanu. Ale przecież sam jej sobie winien. To nie ona w ostatniej chwili, mówi że musi zmienić swoje plany i nie spędzi świąt ze swoim chłopakiem.
- Jeśli tak chcesz. - rzekł i zaczął się ubierać
- Józek, no. Nie bądź taki. - ubrała się szybko i opuścili lokal
- Chciałem z Tobą spędzić trochę czasu, a teraz ty mi oświadczasz, że chcesz jechać do domu. Może miałem coś zaplanowane dla nas?
- To jest nie fair. - oburzyła się - Jak ty mi oznajmiasz, że nie będzie cię na święta, chociaż ostatnio mówiłeś, że jak najbardziej i nie możesz się doczekać i już wszystko zaplanowała, to jest okej?  A jak ja chcę pojechać do domu, bo jestem zmęczona po wykładach, to już wielka obraza majestatu, bo nie poszło po myśli Józka. Weź czasami pomyśl, zanim coś powiesz, to nie boli, uwierz mi.
Zdenerwowana szła przed siebie. Teraz już naprawdę ją wkurzył. Marzyła, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu i pójść spać. Była wykończona ostatnimi dniami i jej harówą. Dlaczego ten dzień nie mógł być tak piękny jak się zapowiadał ? Chciała tylko miło spędzić czas z chłopakiem, a tu takie problemy. Czuła się zraniona, bo teraz on ją o wszystko wini, a tak naprawdę to jego wina.
- Emilka, przepraszam. - złapał ją za rękę, którą wyszarpała - No proszę Cię. Przepraszam, naprawdę przepraszam. Emi.
- Matko! Z tobą gorzej jak z babą! - warknęła i złapała jego dłoń
- Oj tam. - zaśmiał się i przytulił ją - Przepraszam Cię. Mój błąd.
Poczuła jego ciepło i znajomy zapach. W jednej chwili cała złość opadła i uśmiechnęła się.
- To idziemy spacerkiem na dworzec, czy jedziemy autobusem? - przyłożył palec do jej nosa
- Możemy autobusem, ale do Ciebie. - uśmiechnęła się i złączyła ich wargi
Na jego twarzy zagościł najpiękniejszy uśmiech i ruszyli w stronę przystanku. Ona od zawsze łatwo wybacza. Zawsze jest tą pierwszą, która wyciąga rękę. Posprzecza się z kimś, minie niewiele czasu, a ona już zapomina o wszystkim i normalnie żyje z tamtą osobą, chociaż tamten jest jeszcze na nią wkurzony. Tym razem Józek zadziałał, ale już mu odpuściła tamten wyjazd w święta.
Świąteczny nastrój panował dookoła. No z resztą Wigilia już jutro. Uwielbiała ten czas w roku. Wszystko tak ładnie przyozdobione, ludzie wydają się tacy weselsi, no i oczywiście magia świąt. Nie da się tego opisać słowami, ale chyba każdy wie o co chodzi.
- Masz w domu składniki do pierników ? - zapytała wesoła
- Yyyyy, raczej nie. - popatrzył na nią zdziwiony
- No to jeszcze musimy wstąpić do sklepu. Kupimy parę rzeczy i upieczemy sobie pierniki. - klasnęła w dłonie i rozmarzyła się, bo już poczuła ich smak - Do tego cieplutkie kakałko i będzie idealnie.
- Jak tak chcesz. - westchnął
- Nie spędzimy razem świąt, to chociaż trochę się poczujemy, jakby to były święta.
- Dobrze, dobrze. - objął ją ramieniem
        Zadowolona machała reklamówką ze składnikami na wypieki. Byli już na klatce schodowej, a jej podekscytowanie ciągle rosło. Gdy tylko weszła do mieszkania zrzuciła nakrycie wierzchnie i od razu udała się do kuchni. Rozpakowała produkty na blat i umyła ręce.
- Cieszysz się jak dziecko. - zaśmiał się zastając ją w kuchni
- A ty się nie cieszysz? - odwróciła się do niego z lekkim uśmiechem
- Oczywiście, że się cieszę. - objął ją w pasie i namiętnie pocałował - Oczywiście, że się cieszę.
Wpatrywała się w jego przepiękne oczy. Były tak hipnotyzujące, że nie mogła się od nich oderwać. Delikatnie położyła dłoń na jego twarzy i złączyła ich wargi w krótkim pocałunku.
- Musimy się spieszyć, bo nie zamierzam wracać po nocach do domu. - odwróciła się do blatu i wzięła się za wypieki
- Zawsze możesz zostać u mnie. - westchnął
- Józek, jutro są święta. a poza tym ty jedziesz do babci. Byłoby tylko niepotrzebne zamieszanie. No rusz się chłopie. - podała mu miskę
       Leżeli wtuleni w siebie na kanapie i oglądali jakąś komedię. Tak bardzo by chciała, żeby był z nią na święta. No ale jak mus, to mus. Sama sobie nie wyobraża świąt bez babci. A jeszcze jak mieszka tak daleko jak jego, to już w ogóle. Człowiek chce w tak szczególny dzień spędzić czas z najbliższymi.
- Zapomniałbym. - podniósł się i podszedł do szafy
Wyciągnął z niej coś ładnie opakowanego w świąteczny papier.
- Proszę. - wręczył to jej
- Ale Józek, ja nie mam dla Ciebie prezentu, został w domu, bo miałam Ci go dać w święta. - patrzyła na niego ze łzami w oczach
- To co z tego. - zaśmiał się - Dasz mi go później. A teraz bierz. Z resztą, to od gwiazdora, nie ode mnie.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się i mocno do niego przytuliła
Zadowolona wzięła się za rozpakowywanie. Odnalazła taśmę klejącą i delikatnie za nią ciągnęła. Zawsze jak otwierała prezenty, to robiła to tak, żeby jak najmniej zniszczyć papieru, żeby wszystko było ładnie. Może zajmowało to więcej czasu, ale to tylko dodawało ekscytacji. Po chwili było widać już skrawek jakiegoś czarnego materiału.
- Sam to pakowałeś ? - zapytała
Pokiwał twierdząco głową.
- Ślicznie.
W końcu otworzyła całość i jej oczom ukazała się termoaktywna koszulka z długim rękawem i napisem straż. Taka, o jakiej marzyła.
- Dziękuję. - pisnęła i rzuciła mu się na szyję - Dziękuję, dziękuję, dziękuję. Jest naprawdę śliczna. Kochany jesteś.
- Cieszę się, że Ci się podoba. - z szerokim uśmiechem dał jej buziaka
- I to jak. - była bardzo zadowolona

Rozdział 4

       Przychodzi jesień, dni stają się krótsze i takie ponure. Czasami jednak jest tak wspaniała aura, że zapiera dech w piersi. Te lśniące kolorowe liście na drzewach kąpane w promieniach słońca. Dróżki w parku wyglądają jak z bajki. Radosne biegające dzieciaki, zakochane pary spacerujące trzymając się za dłonie, czy umorusany maluch z kupą liści rozrzucaną nad sobą. Jak tylko następuje taki dzień, lubi po zajęciach na uczelni zrezygnować z autobusu na dworzec i udaje się na niego pieszo przez park. Często przysiada na ławce i napawa się takimi widokami. Zawsze na jej twarzy pojawia się uśmiech. Lubi się cieszyć szczęściem innych, nawet tych których nie zna.
Tego dnia było tak samo. Usiadła na swojej ulubionej ławce i wystawiła twarz do jesiennego słońca. W oddali słychać było wesołe piski dzieci. Wiedziała, że zaraz na horyzoncie pojawi się radosna rodzinka, którą będzie mogła podziwiać. Do tego nad jej głową ptaki urządziły sobie koncert, który mogła podziwiać w pierwszym rzędzie. Zamknęła oczy i z lekkim uśmiechem przysłuchiwała się pięknym śpiewom. Został jej ostatni rok studiowania. Tak szybko to zleciała. Pamięta jak dopiero szła pierwszy dzień na zajęcia i była przestraszona. Nie wiedziała co i jak, obce miasto, obcy ludzie. Ale do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Człowiek popada w rutynę. Wstać wcześnie rano, dostać się do wioski obok, stamtąd godzina jazdy busem, potem przesiadka do miejskiego i uczelnia. I tak dzień w dzień. Męczący jest ten układ, ale da się przeżyć. Poczuła na twarzy delikatne muśnięcie. Otworzyła oczy i popatrzyła w dół. Na jej kolanach leżał żółto- czerwony liść. Złapała za jego ogonek i przewracała go w palcach. Był taki śliczny. Nagle poczuła się jakoś dziwnie. Tak jakby ktoś ją obserwował. Odwróciła się zwyczajnie w bok i kilka ławek dalej zauważyła chłopaka. Był gdzieś w jej wieku. Patrzył się na nią z uśmiechem. Jego blond włosy ułożone na bok idealnie pasowały do błyszczących brązowych oczu. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i powróciła do obserwacji liścia. Miała wyjątkowo dobry humor i dla wszystkich była miła. Radosna dziewczynka przemknęła przed nią i zniknęła za ławką. Zaraz za nią z jęzorem na wierzchu biegł malutki, jasny piesek. Widać, że szczeniak.
- Przepraszam. - usłyszała niski, męski głos przed sobą
Przeniosła wzrok na niespodziewanego gościa. Teraz na jego twarzy zatrzymywały się promienie słoneczne, co dodawało uroku.
- Mogę się dosiąść?
Dopiero po chwili dotarło, że to do niej. Otrząsnęła się z zamyślenia i przerzuciła torbę na brzeg ławki robiąc mu miejsce.
- Tak, jasne. Siadaj. - powiedziała wesoło
Uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy. Delikatnie przycupnął i wpatrywał się w coś przed sobą. Powiodła wzrokiem w to samo miejsce i ujrzała ptaszka skaczącego po oparciu ławki na przeciwko. Tak jakby ćwiczył jakieś akrobacje.
- Wiesz co? - odezwał się jako pierwszy - Lubię oglądać ludzi, którzy zatrzymują się na chwilę i odrywają od życia. Tak jak ty. Ta szczera radość wymalowana na twarzy.
Zaśmiała się cicho i przeniosła wzrok na niego.
- Często tak podchodzisz do ludzi i im to mówisz? - zagadała rozbawiona
-Właściwie. - zatrzymał się - To nigdy. - zaczął się śmiać.
- To co się stało, że do mnie podszedłeś?
- Zaciekawiłaś mnie. Tak ślicznie wyglądałaś jak z zamkniętymi oczami zwróciłaś twarz do słońca. - popatrzył na swoje stopy
- To miłe. - czuła jak na jej policzkach pojawiają się wypieki
- Józek jestem. - podał jej dłoń
Mocno ją uścisnęła i potrząsnęła.
- Emilka.
Był bardzo czarujący. Nie mogła się nadziwić jego urodą. Był taki przystojny, a przy tym słodki. Nikt dawno jej tak nie oczarował. Ale chyba nie powinna tak łatwo dać się oczarować. Ostatnio bardzo przez to cierpiała. Nie chce powtórki.
- Wiesz co. - westchnęła - Niestety muszę już iść. Zaraz mam autobus do domu, a droga przede mną długa.
Chwyciła swoją torbę i wstała.
- Odprowadzę Cię. - zaoferował szybko się podnosząc i stojąc koło niej
- Nie chcę robić kłopotu. - zebrała się do marszu
Nie chciała nawiązywać nowych znajomości, ale on był taki uroczy. Opierała się, ale tylko tak na pozór.
- Daj spokój. - zaśmiał się - Z chęcią się przejdę. Ile można żyć nauką, nie?
- Taa. - mruknęła i szli koło siebie - Co studiujesz?
- Astronomię. Właściwie to już ostatni rok i mam magistra.
- Wow, astronomia. Zawsze podziwiałam tych, co wiedzą co się dzieje na niebie.
- Nic takiego. - uśmiechnął się - A ty? Co studiujesz?
- Bezpieczeństwo ekologiczne.
- Nawet nie wiedziałem, że coś takiego jest. Musi być ciekawe.
- Nawet.
Z minuty na minutę lubiła go coraz bardziej. Starał się ją zrozumieć i wszystko uważnie słuchać. Mówił o sobie w tak ciekawy sposób, że była pod wrażeniem. Mogłaby z nim rozmawiać godzinami, ale niestety droga do autobusu szybko zleciała i musieli kończyć.
- Dasz mi swój numer? - popatrzył na nią nieśmiało, jak już miała wsiadać
Przystanęła i nie wiedziała co zrobić. Trochę ją to zaskoczyło. Czy powinna ? Wydaje się być miłym chłopakiem i wydaje jej się, że będzie mogła z nim normalnie porozmawiać.
- Okej. - wyciągnęła rękę po telefon - Masz szczęście, że mam dobry humor.
Wystukała na ekranie odpowiednie cyfry i oddała urządzenie właścicielowi.
- Dziękuję za miłe towarzystwo. - uśmiechnęła się i wsiadła do busa
Jeszcze w lekkim szoku wydukała do kierowcy, gdzie chce bilet i po chwili siedziała już na pojedynczym siedzeniu. Wyjrzała przez okno i zobaczyła Józka, który uśmiecha się do telefonu. W tej chwili podniósł głowę i popatrzył w jej stronę. Delikatnie uśmiechnęła się i pomachała. Odwzajemnił gest, a oni ruszyli. Jak to niespodziewanie można wpaść na miłe osoby. Ale czy na pewni dobrze zrobiła, że dała mu numer? Mogła zostawić ich znajomość przed autobusem i miała by miłe wspomnienia z tego dnia. Daj znać jak dojedziesz ;) Józek Wiadomość wyświetliła się na jej telefonie. To miłe, że się o nią troszczy. Mają swoje numery, to już chyba znaczy, że na dłużej będą mieć kontakt, a nie porzucenie bez słowa. Było to już ponad 2 miesiące temu, a ją dalej trochę boli. Obiecała sobie, że by następnej takiej sytuacji będzie ostrożna. Ale jak widać, nie wyszło. Nikomu o tym nie powiedziała, nawet swojej przyjaciółce. Nie chciała zawracać jej głowy kolejną błahostką.
Ale może teraz, dzięki Józkowi zapomni o tamtym. Chciałaby bardzo. Na szczęście jego osoba już jest słabym wspomnieniem. Dała się porwać w wir nauki i nie zwraca uwagi na nic innego. Pisze pracę magisterską, co też zabiera sporo czasu i nie ma miejsca na jakieś nie potrzebne rozmyślania. Chce o nim zapomnieć, na sto procent. Jest już tego pewna. Wymaże te wspomnienie z pamięci i takiego kogoś jak Michał nie zna. Koniec.

poniedziałek, 24 września 2018

Rozdział 3

    W końcu mogła się porządnie wyspać w swoim łóżku. Jednak trudno było znaleźć odpowiednią pozycję, żeby nie zahaczyć o pięty. Przeciągnęła się mocno i sięgnęła po telefon. 10:12. Nieprzypomina sobie kiedy ostatnio tak długo spała. Połączyła się z internetem i weszła na facebooka. Tylko jakieś dwa powiadomienia. Zrobiło jej się przykro. Ale co ona sobie myślała? Teraz uzmysłowiła sobie, jak wielki błąd popełniła. Żałuje tego co zrobiła. Spała z obcym facetem. Wszyscy z jej jednostki to widzieli. On może to rozgadać wszystkim w państwówce i wtedy będzie o niej głośno. Jak mogła pozwolić sobie na tak gówniane zachowanie? Zrobiło jej się słabo i miała pełno obaw. Chyba już zawsze będzie unikała strażaków z państwówki. Jest jej wstyd. Przwijała wpisy, ale nic nie było ciekawe.
- Jedziemy zaraz na zakupy. Jedziesz z nami? - do pokoju weszła mama
- No mogę pojechać. - mruknęła
- To raz, raz.
Przeciągnęła się mocno i wstała. Ospale podeszła do szafki i wybierała ciuchy. Jak zwykle nie wiedziała co założyć. Odsłoniła roletę i przywitały ją promienie słońca. Czyli jest ciepło. Wzięła swoje jasne, krótkie spodenki i do tego czarną koszulkę.
       Będąc w mieście rozglądała się na wszystkie strony, bo miała nadzieję że go zobaczy. Chociaż wiedziała, że był to wielki błąd, to pragnęła go zobaczyć.
Kupiła sobie bluzę i koszulkę. Przy wyjściu z jednego ze sklepów serce jej stanęło. Ta postawa i krótkie ciemne włosy. Szybko wyciągnęła telefon i udawała, że coś robi. On odwrócił się w jej stronę. Spojrzała w jego stronę i delikatnie się uśmiechnęła. Odwzajemnił gest i poszedł dalej. Odetchnęła z ulgą, że to był jakiś inny mężczyzna. Czy teraz wszystko będzie kręciło wokół niego? Dobrze, że na stopach miała klapki. Z resztą innych butów by nie założyła. Było jej wstyd chodzić z wielkimi plastrami, ale cóż... Boli ją jak chodzi, rozrywała się ta błonka, która zdążyła się wytworzyć i tak w kółko. Wcześniej zakończyła ekspedycję po sklepach i wróciła do samochodu. Tam mogła wygodnie się rozłożyć i odpocząć. Mogła sobie jednak darować te zakupy. Po samochodzie rozeszły się pierwsze dźwięki "The Other side"piosenki z jej ulubionego musicalu - ,,Król rozrywki". Uwielbia go, bo główną rolę tam gra jej ulubiony aktor - Hugh Jackman. Uwielbia tego mężczyznę. Mimo swoich lat jest przystojny, jest dobrym człowiekiem, no i wspaniałym aktorem. Wyświetlił jej się nieznany numer. Przeciągnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
- Halo?
- Dzień dobry Emilko. Z tej strony pani Marysia. - usłyszała głos kobiety
- A dzień dobry. - przywitała się radośnie
- Przepraszam, że tak dzwonię, ale mam sprawę. Bo mój wnuk ma dzisiaj urodziny, a kompletnie zapomnieliśmy o torcie. A wiem, że robisz pyszne i śliczne torty, więc dzwonię do Ciebie. Trochę późno się obudziłam...
- Nie, nie. Dobrze. Nie mam nic do roboty, więc coś się wymyśli. - uśmiechnęła się do siebie - Tylko proszę mi powiedzieć jaki smak, wielkość i jak ma wyglądać.
- Ratujesz mi życie ! - odetchnęła z ulgą - Hmmm może coś z owocami ?
- Nie ma problemu. Właśnie jestem na zakupach, więc wszystko będę miała.
- No to fajnie. Nie musi być wielki, tak gdzieś na 20 osób. Mały lubi samochody i samoloty.
- Okej. A jak ma na imię i ile lat?
- Wiktor, 5 lat.
- Dobrze. Będzie gdzieś tak na 16, może być?
- Jak najbardziej! Dziękuję Ci bardzo! - słychać że była zadowolona - A, a ile będzie kosztował?
- Hmm. - zamyśliła się - 50 zł.
- Tak mało? Pogadamy później, bo teraz się śpieszę. Dziękuję Ci jeszcze raz Emilko.
- Nie ma sprawy. Do widzenia. - rozłączyła się
No to ma robotę na południe. Jej pasją jest też właśnie pieczenie ciast, czy robienie tortów. Uwielbia robić figurki z masy. Ludzie ją chwalą i niby jej prace są genialne. Ona nie dość, że robi to co lubi, to jeszcze dostaje za to pieniądze. Ma bardzo niskie ceny, bo nie chce zdzierać z ludzi i chce, żeby każdy mógł sobie na to pozwolić. To co bierze spokojnie pokrywa koszty produktów i jeszcze jej zostaje za robociznę. Wie, że takie torty chodzą po ponad 100 zł i też by mogła tak brać, ale po co?
Akurat rodzice wrócili do samochodu.
- Muszę kupić jeszcze kilka owoców. - oznajmiła im
- Okej, to zatrzymamy się koło tego sklepu co zawsze. - uśmiechnęła się mama
- Będę robiła tort dla pani Marysi.
- O, a co to za okazja ?
- Urodziny wnuka.
Mama i pani Marysia to dobre koleżanki. Często się odwiedzają, a jest okazja jeżdżą gdzieś razem na imprezy.
Wróciła do domu i od razu poszła do pokoju. Przebrała się w dresy, a stopy zostawiła bose. Musi uważać na te pięty. Oczywiście kuchnia nie lśniła czystością, bo jej młodszy brat robił sobie śniadanie.
- Robercik. - uchyliła drzwi do jego pokoju. - Dlaczego nie posprzątałeś po sobie?
Leżał na łóżku i czytał książkę. Przeniósł na nią wzrok i odetchnął głęboko.
- Chyba zapomniałem. - odparł i wrócił do czytania
- Śmigaj mi to posprzątać i to już. - pokazała palcem
- Zaraz, tylko dokończę.
Westchnęła i zamknęła drzwi. Jak zwykle musi sama o to zadbać. Jakby miała na niego czekać, nigdy by się nie wyrobiła z tortem. Kochała bardzo swoich braci. Robert młodszy o 5 lat nie jest taki jak dzisiejsza młodzież. Nie dąży do tego, żeby być fajnym i wszyscy go lubili, nie pali, pije z umiarem, ubiera się normalnie, a nie jak jakieś panienki. Wiecznie uśmiechnięty, nie wstydzi się jej, wręcz przeciwnie. Lubi z nią spędzać czas, są bardzo z sobą zżyci. Cała ich trójka taka jest. Tylko że starszy od niej o 2 lata Andrzej wyprowadził się od nich rok temu, po tym jak wziął ślub z Agatą. Mieszkają kilka wiosek dalej i bardzo często się odwiedzają. Mają roczną córeczkę Weronikę. Jest taka słodka. Rodzice mają świra na jej punkcie, jest ich oczkiem w głowie.
Posprzątała kuchnię i wzięła się do pracy. Już z automatu wiedziała ile jakich składników do różnych typów ciasta.
- Pomóc Ci. - podszedł do niej Robert.
Przeraziła się jak ten czas szybko leci. Dopiero co był pulchniutkim chłopaczkiem z gimnazjum, a teraz to wysoki, przystojny chłopak. Sięgała mu do klatki piersiowej. Tylko ona jest jakaś taka niska.
- Jak Ci się che. - puściła mu oczko
- Wiesz, że lubię Ci pomagać. - poczochrał jej włosy - A przy okazji trochę podjem.
- A tylko spróbuj! - trzepnęła go szmatką po tyłku
On odskoczył z rozbawieniem i złapał się za mikser.
- Mów jak tam na pożarze było. Słyszałem, że ostro dostałaś po dupie. - uśmiechnął się
- Masakra. - ożywiła się - Musieliśmy zapierdzielać pod stromą górę ponad kilometr! Myślałam, że nie dam rady. No ale jakoś się wczłapaliśmy. Już wtedy miałam całe pięty obdarte. - podniosła nogę, żeby mu pokazać
- Łoo! - zrobił wielkie oczy i przyglądał się uważnie - Masakra!
- No. - stanęła normalnie - I tam byli już inni. Nic szczególnego do roboty tam nie było. Głównie pilnowaliśmy i się wylegiwaliśmy. - zaśmiała się - Byliśmy podzieleni na pary i w nich działaliśmy.
- Z kim byłaś?
Przyszła fala bólu. Chciała o nim zapomnieć, nic nie mówić. Było jej wstyd. Nie chciała dać po sobie poznać, że coś nie tak.
- A z takim jednym z państwówki. - mruknęła
- Którym ?
Zapomniała, że Robert praktycznie zna ich tam wszystkich. On to jest zapaleniec na punkcie straży. Zawsze brał udział w konkursach wiedzy pożarniczej i zachodził bardzo daleko. Raz nawet był na etapie ogólnopolskim. Tam zajął 5 miejsce na 16. Nadaje się naprawdę do tego. W lipcu skończył kurs podstawowy i może razem z nimi jeździć na akcje. Próbował się dostać do szkoły strażackiej, ale niestety zabrakło mu trochę na sprawnościowych testach. Po tym ostro wziął się do pracy i ćwiczy codziennie. Zależy mu na tym, żeby być zawodowym strażakiem, kocha to, z resztą jak ona. Ma znajomych w pobliskiej państwówce, a szczególnie jednego, który trochę mu pomaga. Bardzo często o nim mówi, a ona dalej go nie poznała.
- Michałem. - szybko zamrugała, żeby żadna łza nie zdążyła opuścić kącików oczu.
- Hmmm, jest ich kilku. Ale ich raczej nie znam.
No i chwała Panu - pomyślała sobie w duchu.
- Na następny dzień dali nas gdzie indziej i tam to była jazda. Pożar taki, że masakra. Tam latałam z wężem albo tłumicą. No i potem znowu musieliśmy iść pod tą górę. Ale watro było. - uśmiechnęła się
- Że mnie akurat nie było. - posmutniał - Taka akcja. Jak zwykle, nie ma mnie, to coś musi się dziać.
- Oj daj spokój. Jeszcze się najeździsz.
- Ta. - westchnął
- Kochany jesteś. - pogłaskała go po głowie - Dziękuję.
- Spoko siostra.
Gdy on robił ciasto na biszkopt, ona mogła już się wziąć za masę. Pójdzie szybciej niż myślała. Najwyżej zadzwoni do pani Marysi, jak już będzie gotowy.
- Zjadłbym pizze. - jęknął
- Ja też. - rozmarzyła się
Zapadła cisza. Chyba oboje mieli przed oczami ciągnący się ser i pyszny smak.
- Pojedziemy później. - otrząsnęła się - Dawno nie byliśmy, to cię zabiorę.
Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech i zaśmiał się szyderczo.
Jak się spodziewała tort był już gotowy po 15.
- Jedziemy? - wyrwał ją z rozmyślania
- Gdzie? - zmarszczyła brwi
- No na pizze.
- A. - pokiwała głową - No tak. Czekaj, tylko się przebiorę. Zapytaj rodziców, czy nie chcą jechać.
- Nie chcą, pytałem.
- No to szykuj się i jedziemy. - oznajmiła i zmieniała ciuchy
Oczywiście na pizzy było dużo śmiechu. Oboje dobrze się dogadują i wiecznie z czegoś mają "pompę". Czasami czuje się jak jego młoda siostra. On naprawdę jest już dojrzały i potrafi się zachować. Ma poukładanie w głowie, a nie jak większość w jego wieku. Jednak często da się odczuć, że to młodszy braciszek. Zawsze jest z niego dumna. Opiekuje się nim jak tylko może. Chce być przy nim blisko i żeby wiedział, że zawsze może na nią liczyć i o wszystkim powiedzieć. Jest taką przyjaciółką.
- Szkoda, że Andrzej nie mógł przyjechać. - westchnął
Młody zawsze podziwiał starszego brata, był jego autorytetem. Zawsze jak gdzieś razem wchodzą, to wiadomo że będzie wesoło. Kocha ich bardzo.
Podjechali pod tom, a tu dźwięk syreny. Popatrzył na nią i szeroko się uśmiechnął. Szybko wysiedli i pobiegli do remizy. Niestety nie mieli przy sobie kluczy i musieli czekać na innych. Jako pierwszy był Piotrek. Otworzył garaż i zgłosił się. Usłyszeli, że pożar traw. Zjeżdżali się kolejni, a oni spokojnie się przebierali. Ona wzięła do ręki plastry i chusteczki i szybko poleciała do wozu. Była pierwsza. Ściągnęła buty i szybkimi ruchami robiła sobie opatrunek. Mocno ją to bolało, ale to jest silniejsze.
Na miejscu było sporo ognia, więc Piotrek wezwał wsparcie. Usłyszeli, że państwówka zaraz powinna być. Jej zrobiło się słabo, a żołądek zacisnął. Wzięła się za rozwijanie szybkiego natarcia i nie myślała, co zaraz tu się stanie. Była zaraz koło Roberta i pomagała mu przesuwać węża. Serio to jest bardzo ciężkie i w jedną osobę nie da się z nim poruszać. Na horyzoncie zobaczyła niebieskie światła i czerwony wóz. 'Proszę, tylko nie on, proszę tylko nie on' - modliła się w duchu. Na szczęście oni podjechali od drugiej strony i byli daleko. Próbowała wypatrzeć, czy jest, ale było to bardzo trudne.
- Podjedziemy do nich. - zarządził Piotrek, gdy zagasili koło siebie wszystko
Posłusznie zwinęli natarcie i wsiedli do wozu. Podjechali do nich i wysiedli. Od razu poszła do natarci i nie zwracała na nich uwagi. Nie odwracała się w ich stronę i unikała jak tylko mogła. Niestety musiało dojść do tego, że ugasili pożar i podeszli do siebie. Nerwowo patrzyła po wszystkich, ale na szczęście jego nie było. Z uśmiechem podawała każdemu rękę, a oni odpowiadali  tym samym. Zawsze ma fory u chłopów.

czwartek, 20 września 2018

Rozdział 2

       Nogi prowadziły ją w dół góry, ale serce ciągnęło w przeciwną stronę. Nie chciała iść, chciała zostać. Zostać przy Michale. Rozumiała go jak nikt, a on ją. Ciągnęło ich do siebie. Tyle czasu bez niego, z myślą, że jest tak blisko. Szła na samym końcu ze spuszczoną głową.
- Wszystko okej, Emi? - zapytał Dominik
- Tak, tak. - uśmiechnęła się - Tylko muszę iść powoli, bo mnie nogi bolą. Znaczy te obtarcia.
- Biedna. - popatrzył na nią ze współczuciem
Obawiała się, że ona podoba mu się. Niejednokrotnie dał jej to do zrozumienia. Na akcjach zawsze się mocno troszczy, co jej trochę przeszkadza. Tutaj uchronił ją przed tym Michał.
- Eee tam. - mruknęła
- Mogę Cię wziąć na barana. - zaproponował
Oho, robi się ciekawie.
- Nie, nie trzeba. Dzięki. - patrzyła cały czas pod nogi
- Dziwne, że Ciebie dali do tego z państwówki. Powinnaś być z którymś z nas. Jak chcesz możemy zrobić wymianę.
- Mi to nie przeszkadza. Michał jest spoko.
Jeszcze wymiany jej teraz brakuje. Lepiej trafić nie mogła z partnerem. "Moja żona" przypomniała sobie te słowa. Nadal ją kocha i o niej myśli. Zazwyczaj jak facet nie jest już z dziewczyną to mówią "moja była". A on pierwsze co to "moja żona". Ale dlaczego ona o tym myśli? Przecież to obcy facet, który jej wpadł w oko. Rozmawiali tak po prostu, a ją te słowa cholernie zabolały, dlaczego? Wiadomo, że ona nie ma u niego szans. On jest dobrym, spokojnym człowiekiem. Kto by chciał taką dziewczynę jak ona? Studentka, bez pracy, lubiąca wyzwania. Żyje marzeniami i stara się je spełniać, ale jest introwertykiem i bardzo wrażliwa. Może te wszystkie jej pasje i działania, są taką maską na jej wrażliwość? Nawet nigdy nad tym się nie zastanawiała. Przez tą wrażliwość zerwał z nią chłopak. Bo uważał, że za bardzo przejmuje się bzdurami. Wyśmiał ją, jak byli w sklepie i starszemu panu, który stał przed nimi w kolejce zabrakło paru złotych, a jej się chciało płakać. Nie miała przy sobie akurat portfela, a jego nie poprosiła, bo wiedziała jaka będzie jego reakcja. Byli ze sobą 2 lata i teraz ciągle się zastanawia, jak tak długo z nim wytrzymała. I co ona w nim w ogóle widziała.
W końcu dotarli do ich samochodów. Dopadła swój plecak i wyciągnęła świeżą koszulkę. Nie zwracała uwagi, czy się na nią patrzą czy nie i ściągnęła brudną koszulkę zamieniając nową. Od razu poczuła się lepiej. Doczłapała się do ostatniej skrytki i otworzyła ją. Otworzyła torbę medyczną i wyciągnęła kilka gaz i dwa bandaże. Musi sobie zrobić opatrunek na te pięty, bo plastry się tu nie sprawdzą, będą się odklejały. A tak zrobi stabilny opatrunek i powinno być trochę lepiej. Usiadła na podeście i ostrożnie ściągnęła buty. Zdjęła skarpety i poczuła ulgę. Zarządzili, że mają godzinę przerwy. Zregeneruje siły i będzie gotowa do działania. Wyjęła z plecaka swoje ulubione chrupki kukurydziane i już po chwili rozkoszowała się ich smakiem. Kochała je. Mogłaby je jeść tonami i by się jej nie znudziły. Nogi zwisały jej z podestu nie dotykając ziemi, więc mogła sobie nimi pomachać. Chciała mieć rany jak najdłużej na świeżym powietrzu, bo tak szybciej się goją. Do jej uszu doszedł dźwięk jej dzwonka. Wzięła kurtkę i przeszukiwała kieszenie. Telefon był tam gdzie być powinien. Wzięła go i na ekranie zobaczyła napis mama. Przeciągnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła smartphona do ucha.
- No hej. - przywitała się
- Hej. I jak tam  u Ciebie? Możesz rozmawiać ? - słyszała radosną mamę
- Tak, tak, mogę. Akurat mamy godzinę przerwy. Od wczoraj byliśmy na szczycie i tam pilnowaliśmy pożaru. A dzisiaj rano powiedzieli, że mamy iść w inne miejsce. I właśnie zeszliśmy i odpoczywamy.
- Dużo macie do roboty?
- Tam na górze, to nie. Głównie siedzimy. - zaśmiała się - Ale teraz to ma być ciężko. W dodatku tak mnie buty mocno obtarły, że masakra.
- O, to dlaczego tak? Nie miałaś skarpet?
- Miałam, ale stopki. Zapomniałam je zmienić i tak wyszło. A co tam u was?
Tak sobie rozmawiały o przyjemnych rzeczach. Przynajmniej nie skupiała się na bólu i w ogóle go nie czuła.
Po telefonie poszła do chłopaków. Uwielbiała ich towarzystwo. Zawsze ją rozbawiali. Byli jak wielka rodzina. To była jej taka odskocznia od wszystkiego. Tu czuła się jak nigdzie. Była wolna, robiła to co kocha, mimo wielkiego wysiłku, bólu i łez. W dodatku zawsze może liczyć na pomoc chłopaków w każdej sytuacji.
- Tamci na górze mają fajnie. - westchnął Wojtek - Dlaczego nas tu przysłali?
Oczami wyobraźni widziała Michała, który sobie siedzi i ogląda widoki. Tak by chciała teraz przy nim być. Słuchać jego opowieści, patrzeć jak z fascynacją opowiada o swojej pasji, jaką jest jeździectwo. Nie mogła się oprzeć wyobrażenia jego osoby w ładnym ubraniu jeździeckim na koniu. Jego skupioną twarz na tym co robi.
- Dobra, zbieramy się. - oznajmił Piotrek
Wszyscy posłusznie zaczęli się zbierać. Szybko opatrzyła swoje rany i ubrała buty. Wzięła resztę wyposażenia i była gotowa do drogi, która miała zająć im  jakieś 2 minuty.
Na miejscu czekały na nich przygotowane już linie gaśnicze. Ogień  szalał dookoła. Było niemiłosiernie gorąco, a do tego musieli mieć na sobie nomex, bo tu było cholernie niebezpiecznie.
- Dobra, to chodź Emilka ze mną. - rzekł Piotrek - A wy pójdziecie do drugiej linii. Jak coś to jesteśmy w łączności radiowej.
Wszyscy pokiwali głowami i wzięliśmy się do roboty. Chwyciła za prądownicę i ruszyła przed siebie. Piotrek szedł za nią podtrzymując węża.
- Woda start. - wypowiedział te słowa do radia, a ona otworzyła prądownicę i czekali, aż ktoś z wozu poda wodę
Po chwili usłyszeli charakterystyczny szelest zbliżającej się wody, która zaraz wystrzeliła pod sporym ciśnieniem.
- To ja idę z tłumicą i będziemy się zmieniać co jakiś czas. - wskazał na teren gdzie są mniejsze płomienie
- Okej. - oderwała rękę od prądownicy i dała kciuk do góry
Prądy wody leciały dokładnie tam gdzie chciała, gasząc przy tym płomienie. Oczywiście musiała też zlewać miejsca, gdzie ognia nie było. Pożar lasu to wyjątkowo trudny rodzaj pożaru. Nie wiadomo do końca co Cię tam czeka. Pod ziemią mogą szaleć ognie, a ty o tym nie wiesz. Możesz zapaść się pod ziemię na kilka metrów, gdy znajdziesz się w niewłaściwym miejscu. Było jej już strasznie gorąco. Kiedy ludzie wykonują swoją pracę, a dzieci siedzą w bezpiecznej w szkole, ona walczy z płomieniami i pokonuje swoje słabości i doprowadza do granic wytrzymałości. Lubiła oglądać ogień, jak się zachowuje i robi nieprzewidziane ruchy. Z podmuchem wiatru potrafi przeskoczyć w inne miejsce i tam się rozwijać.
Niby co godzinę zmieniali się z inną grupą, ale to i tak było mega męczące. Wypuścili ich stamtąd dopiero po 20. Chwile zostali jeszcze przy swoim wozie. Przebrali się i odświeżyli. Teraz czeka ich podróż pod tą przeklętą górę. Jej nogi już odmawiały posłuszeństwa. Z pięt ciekła krew. Wzięła ze sobą opatrunki, żeby być przygotowanym na wszystko. Na szczęście każdy był wypompowany i szli powolutku. Już nic ich nie obchodziło. Zrobiło się ciemno, więc musieli wspomagać się latarkami. Niejednokrotnie ktoś się potykał o jakieś korzenie czy jakieś kłącza. Była okropnie zmęczona. Marzyła tylko o tym, żeby się położyć. Nieważne gdzie, tylko żeby się położyć. Mega jej się dłużyła ich wędrówka. W pewnym momencie nie byli pewni czy idą dobrze. Ale stwierdzili, że walą to i idą dalej w tym samym kierunku. Po 10 minutach byli na szczycie, jednak nikogo nie widzieli.
- Super, źle poszliśmy. - jęknęła zrezygnowana - A nie.
Kilka metrów przed nimi zawidniały sylwetki chłopaków. Szurała nogami w ich stronę. Gdy doszli do "obozowiska" serce jej stanęło. Nie było Michała. Chciało jej się płakać, ale już nawet na to nie miała siły.
- Wy sami? - zapytał Dominik
- Nie, tamten tam leży. - jeden wskazał palcem
Ona podążyła za nim wzrokiem i zobaczyła jego postać. Od razu tam ruszyła. Z 2 metry od niego rzuciła wszystko i popatrzyła na niego. Leżał na nomexie i nawet nie otworzył oczu, gdy podeszła. Nie myśląc o konsekwencjach położyła się koło niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Odwróciła się do niego i przyknęła oczy. Poczuła jak obejmuje ją. Poczuła niesamowitą ulgę. Wiedział, że jest zmęczona i o nic nie pytał. Cholerie mu ulżyło, gdy tu przyszła. Bał się o nią. Był to wielki wysiłek jak dla dziewczyny. Czuł, że robiło się chłodno, a ona lekko drży. Delikatnie się podniósł, żeby wziąć jej kurtkę. Niestety przeszkodził jej w leżeniu o podniosła się.
- Przepraszam. - mruknął - Chciałem wziąć Twoją kurtkę, żeby Cię przykryć.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się i sięgnęła po kurtkę
Zarzuciła ją na nich i znowu położyła głowę na jego ramieniu. Tym razem objęła ręką jego brzuch. Czuła ciepło jego ciała, była tak blisko.
- Podziwiam Cię. - szepnął - Jesteś tak mega twardą dziewczyną. Jak się czujesz?
- Szczerze? Chce mi się ryczeć. Nie mam na nic sił. Z pięt leje mi się krew, ale muszę być twarda. I jedyne o czym teraz marzę, to spać.
- Przepraszam, jasne. - speszył się
Poczuła jak na jego ciele tworzy się gęsia skórka. Podniosła głowę i zobaczyła, że on prawie nie jest przykryty.
- Musimy jakoś inaczej to rozwiązać. - podniosła się - Zimno Ci.
- Daj spokój. - westchnął - Śpij już.
- Nie. - powiedziała stanowczo - Ty będziesz marznąć.
- Dobra, to pójdę po koc. - wstał i podszedł do plecaka.
- Żartujesz sobie? - zaczęła się śmiać - Masz koc i nic nie mówisz?
- Nie chciałem Ci przeszkadzać.
- Debil.

- Dobranoc Michał. - szepnęła już przysypiając
- Dobranoc Emilko. - objął ją mocniej ramieniem
Nie sądził, że kiedyś spotka taką dziewczynę. Jest całkiem inna niż wszystkie. Ciągle go zaskakuje. Jest trudna do rozgryzienia, podobnie jak on. Ich osobowości są bardzo podobne, przez co bardzo dobrze się rozumieją. Tylko dlaczego pozwolił jej tak się zbliżyć? W ogóle się nie znają, a nie chce żeby pomyślała sobie, że to coś więcej. Z resztą, taka dziewczyna nie zawraca sobie głowy takimi jak on.
     
        Zbudziło ją jakieś poruszenie. Rozejrzała się dookoła. Michała nigdzie nie było.
- Dawej Emi, idziemy. - podał jej rękę Dominik - Wojtka mama trafiła do szpitala i pozwolili nam już jechać.
- Mhm. - mruknęła i wstała
Wzięła wszystkie swoje rzeczy i była gotowa. Ale gdzie on jest? Nie takiego porzegnania się spodziewała. Chłopacy krzyknęli i podnieśli ręce w geście porzegnania. I wtedy odwrócił się on. Stała i patrzyła się na niego, ale on tylko obdarzył ją przelotnym spojrzeniem. W jej oczach stanęły łzy. Chyba to dostrzegł, bo wyraz jego twarzy się zmienił. Odwróciła się i dogoniła swoich. Może za bardzo się nakręciła? Wbiła sobie coś do głowy, co nie jest zgodne z rzeczywistością. Nie miała siły na nic. Chciała wrócić do domu.
   W domu od razu rzuciła się na łóżko. Podłączyła telefon do ładowarki i włączyła wifi. Przez chwile przychodziły powiadomienia, których było mało. Jej uwagę przykuło jedno. Zaproszenie do grona znajomych na Facebooku. Czy to on? Już ją znalazł?  Szybko nacisnęła na ikonkę i czekała. Jen serce biło jak oszalałe. Niestety, to nie był on. Zdała sobie sprawę, że nawet nie zna jego nazwiska. Tak to by go odszukała. Co jej z imienia? Michałów jest pełno. On przecież zna jej nazwisko. Może jeszcze ją zaprosi, przecież on dalej jest na akcji.

poniedziałek, 17 września 2018

Rozdział 1

      Dopiero co zaczynała wakacje, a tu już połowa sierpnia. Ten czas tak szybko leci. Miała poszukać jakiejś pracy, ale choroba która ją dopadła szybko pokrzyżowała jej plany. Podnosiła się po niej ponad miesiąc i nadal odczuwała skutki. Cieszyła się, że w miarę normalnie może funkcjonować.
Jak w każdą niedziele była w odwiedzinach u dziadków. Dzień był upalny, co było czymś normalnym tego lata. Wyszła na ogródek i postawiła krzesło na środku trawnika. Nogawki swoich krótkich spodenek podciągnęła jeszcze bardziej, żeby odsłonić całe uda, a koszulkę całkowicie ściągnęła. Nie martwiła się, że ktoś obcy ją zobaczy. Są w małej wiosce i w dodatku na jej uboczu, co zapewnia jej większą prywatność. Nasunęła czapkę z daszkiem na głowę i zamknęła oczy. Czuła jak promienie słoneczne delikatnie muskają jej skórę. Ciekawe jak długo wytrzyma opalanie w takiej temperaturze. Rozluźniała swoje ciało i czerpała każdą sekundę z odpoczynku. Musiała naładować baterię, bo wiedziała, że za godzinę wyruszy na drogę pełną męki. Kilka minut temu zadzwonił do niej naczelnik i miał interes. Powiedział, że blisko nich płonie las na wzgórzach i organizowane są ekipy gaśnicze. Ich jednostka dostała propozycję i szukają chętnych na już. Pojechaliby na 2 dni. A że ona nie boi się wyzwań zgodziła się bez wahania. Nie ma żadnych obowiązków, pracy, to może sobie pozwolić.
    Przyszykowana wzięła swój plecak i wyszła z domu. Na szczęście remizę miała bliziutko, więc jej wędrówka nie trwała więcej niż minutę. Dwóch chłopców było już na miejscu i szykowali samochód. Nosili do niego wodę do picia, jakieś jedzenie i inne przydatne rzeczy.
- Hej. - przywitała się wesoło
- Siemanko. - podeszli do niej - Dominik jest w sklepie i jeszcze czekamy tylko na Wojtka.
- To co, może już się przebierzemy? - zaproponowała
Kiwnęli głowami i udali się do szatni. Za każdym razem jak stoi przy swojej szafce czuje wielką dumę. Uwielbia to co robi i jest w siódmym niebie, gdy może założyć na siebie nomex. Ściągnęła swoje ubrania i powoli przełożyła przez głowę czarną koszulkę polo z wyhaftowanym jej imieniem i nazwiskiem, grupą krwi, nazwą jednostki i na plecach duży napis straż. Z wieszaka wzięła spodnie i szybkim ruchem wciągnęła je na siebie. Zarzuciła szelki na ramiona i zapięła guzik. Jeszcze tylko buty. Popatrzyła na swoje stopy. Ma stopki i nie wie czy zmieniać na długie skarpety. Najwyżej zmieni je na miejscu, jak to będzie potrzebne. Wrzuciła do plecaka koszulki na zmianę i koszarówkę. Do ręki wzięła kurtkę od nomexu. Pod prawą piersią miała przyczepione rękawice. Sięgnęła dłonią do kieszeni i wyczuła miękki materiał kominiarki. Czyli wszystko jest na miejscu. Z szafki ściągnęła hełm, zarzuciła plecak na plecy, pod pachę wzięła kurtkę i wyszła do chłopaków.
- Jedziemy. - oznajmił Tadziu
Kiwnęła głową i weszła do wozu. Zajęła miejsce i się rozłożyła. Teraz czeka ich kilkunastominutowa podróż i będą działać.
Wyjechali z wioski i już było widać dym tego pożaru. Już po tym widoku wiedziała, że sytuacja jest bardzo poważna.
Po dotarciu na miejscu mieli tylko chwilę, żeby się ogarnąć. Wzięli ze sobą hydronetki, tłumice, łopaty i widły. Do tego musieli też wziąć wodę i jedzenie. Każdy był obładowany, a droga przed nimi ciężka, bo pod stromą, kilometrową górę. Już po pierwszych krokach miała dosyć. Było bardzo gorąco, oddychała szybko i głęboko. Co chwilę robili sobie przystanki na kilka sekund i ruszali dalej. Z każdym kolejnym krokiem czuła jak buty obcierają ją na pięcie. Jednak tego bólu nie czuła. Na pierwszym planie był brak sił. Myślała, że już nie da rady. Chłopcy też wyglądali na wykończonych. Przy końcu Piotrek potknął się o jakiś korzeń i wylądował na kolanach. Przeraziło ją to. Muszą dać radę, są już prawie u celu.
- Piotrek, dasz radę. - poklepała go po ramieniu
Wziął głęboki oddech i dźwignął się na nogach. Teraz była zawzięta. Musi być twarda. Brnęła przed siebie z całych sił. Chciała być tam jak najszybciej. Słyszała swój ciężki oddech, jej serce wyskakiwało z klatki piersiowej, a na piętach to już chyba miała dziurę do mięśni. Ostatnie dwa kroki. Jeden. I jest na szczycie. Z grymasem na twarzy stanęła i wypuściła wszystko z rąk. Uśmiechnęła się z trudem i popatrzyła na resztę. Na ich czerwonych, spoconych twarzach, powykręcanych ze zmęczenia widziała ulgę. Kilkanaście metrów przed nimi dostrzegła grupkę strażaków. To z nimi mają działać.
- Chodźcie do nich i tam odpoczniemy. - mruknął Wojtek
Niechętnie się pozbierali i ruszyli w końcową trasę. Marzyła, żeby tylko usiąść  i ściągnąć buty.
- Cześć. - przywitali się z siedzącymi już tam strażakami
Oczywiście musieli podejść do każdego i podać rękę. Trzech z jednostki z miejscowości obok ich i jeden z państwówki. Rzuciła wszystko co miała w rękach i opadła na ziemię. W końcu może odpocząć. Przymknęła oczy i wyrównywała oddech. Chwila spokoju.
- Mają być ponoć samoloty gaśnicze. - usłyszała jak jeden mówił
Teraz sobie uświadomiła, że tak naprawdę nie wie jak sytuacja. Natychmiast usiadła i popatrzyła przed siebie. Unosił się gęsty, biały dym, który przesłaniał widoki. Byli kilka metrów od pożaru. Wszystko jest na stromej górze. Po ich prawej stronie też szalały ognie. No nieźle. Oni są tam głównie po to, żeby pilnować przed rozprzestrzenianiem się pożaru. Widziała, że nikt od niej się nie zbiera, ściągnęła buty. Z jej pięt odchodziła skóra. Ekstra. Nie wiedziała, że to tak mocno.
- Macie może chusteczkę? - zwróciła się do swojej ekipy
- Nie. - to była odpowiedź każdego
Westchnęła tylko i oparła stopy o jakąś góreczkę. Będzie sporo cierpienia przy chodzeniu.
Długo nie pocieszyła się odpoczynkiem. Zaraz musieli iść gasić. Wstała ostrożnie, założyła hełm i wzięła tłumicę. Nawet nie było rozmowy o tym, czy biorą kurtki od nomexu. Każdy dokładnie wiedział, że one by tylko były zagrożeniem, niż jakie ich jest zadanie, ochraniać. Cała jednostka ruszyła do działania. Udało jej się odzyskać siły, więc z pełnym zaangażowaniem uderzała o ziemię. Tylko to pieczenie pięt ją od czasu do czasu zmuszało do przystania. Ktoś oglądający z boku ich działania, mógłby powiedzieć, że to nic trudnego takie machanie. Owszem, ale trzeba dodać do tego niemiłosierny upał, pełno ognia i dymu dookoła ciebie i przebyty kilometr w nogach pod stromą górę. W pewnym momencie poczuła, jak coś kapnęło na jej rękę. To pot. Była już nieźle wykończona po pół godziny działania.
- Dobra, na razie sytuacja jest okej. Idziemy odpocząć. - oznajmił Piotrek, który był ich dowódcą.
Wszyscy się zgodzili i zabrali się z miejsca pożaru. Odruchowo przetarła ręką swoje czoło. Pozostał na niej jeden, wielki mokry ślad. Musiała wyglądać okropnie, ale nie przejmowała się tym. Tu nie ma miejsca na bycie piękną. Jeżeli któraś boi się o to, że jej tusz się rozmaże, czy podkład spłynie i nie będzie mogła się pokazać innym, to straż nie jest odpowiednim miejscem. Ona ma w dupie, czy jej twarz jest czerwona od wysiłku z czarnymi barwami wojennymi pożaru. Ona nie przyszła tu po to, żeby wyglądać. Jest strażakiem i przyszła ratować. A co strażacy pomyślą o niej, to już ich sprawa.
Tamta grupka sobie leżała. Jak byli już blisko, ten z państwówki popatrzył na nią. Miał duże, niebieskie oczy. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Posłał jej delikatny uśmiech, na co odpowiedziała tym samym. Ściągnęła rękawice i teraz tylko marzyła, żeby obmyć ręce. Dała Wojtkowi butelkę i kazała polać po jej dłoniach. Z czystymi łapkami mogła w końcu się położyć, ale szanowni panowie tak się rozłożyli, że nie było koło nich dla niej miejsca. Fakt, że dookoła miała pełno miejsca, wolała siedzieć przy kimś. Jej jedynym wyjściem był pspesiak, który siedział nieco niżej niż wszyscy. Nie zna go, ale wydaje się być miły. Ostrożnie zeszła i powoli usiadła koło niego. Nic nie mówiła, tylko wzięła się za ściąganie butów. Kiedy zsuwała skarpetkę syknęła z bólu. Chyba dopiero wtedy dotarło do niego, że tam siedzi.
- Masz może chusteczkę? - zapytała nie patrząc na niego
- Oj nie. - powiedział ze smutną miną - Coś ty zrobiła? - przyglądał się jej okropnym ranom
- Buty mnie obtarły.
- No tak. - westchnął - Jak się stopki ubiera na taką akcję...
Po chwili oboje się zaśmiali.
- Mam w plecaku długie skarpety, ale został w wozie. Miałam je zmienić, ale wszystko szybko, szybko i wyleciało mi z głowy. Ale trzeba być twardym, no nie? - spojrzała na jego twarz
Przyglądał się jej. Po chwili wygiął usta w uśmiech i pokiwał głową.
- Trzeba, trzeba.
Skądś znała tą twarz. Nie mogła sobie jednak przypomnieć skąd. Z akcji na pewno nie. Żadna sytuacja nie przychodziła jej do głowy.
- Że Ci się chciało tu przyjeżdżać. - westchnął wpatrując się w widoki przebijające się przez dym
- Nie mam nic innego do roboty. A że lubię wyzwania i trochę się ubrudzić, to chętnie się tego podjęłam.
- Wiesz, że lusterka też nie mam do poprawy makijażu? - nawet na nią nie spojrzał
Zatkało ją. Nigdy nie lubiła obcych ludzi, wstydziła się rozmawiać. A on jest taki... fascynujący. Pociąga ją do niego, chociaż znają się kilka minut. Jest rozważny, ale bez problemu wplata żarty. W jego oczach widział troskę i taki jakby podziw.
- Jakoś przeżyję. - zaśmiała się - Aż tak strasznie wyglądam?
- Nie. - odparł przenosząc na nią wzrok - Tylko widać, że się napracowałaś.
Widziała po nim, że jest nieśmiały, tak jak ona. Może dlatego tak łatwo ze sobą rozmawiają.
- Emilka jestem. - wyciągnęła do niego rękę
- Michał. - uścisnął ją
- Sorki, że Cię tak podsiadłam. - złapała za buty, żeby je założyć - Pewnie Ci przeszkadzam, chciałeś sam pobyć.
- Co? Skąd ten pomysł? - zmarszczył brwi
- Tak siedziałeś sam, oddalony od innych.
- Oni rozmawiali między sobą, to po co mam tam siedzieć? Wolałem sam.
- Czyli jednak Ci przeszkadzam.
- Nie. Jest mi bardzo miło.
Wzięła jakiś patyk, który leżał obok niej i łamała go na mniejsze kawałeczki, żeby zaraz rzucić je przed siebie. Zawsze tak robiła dla zabicia czasu.
Później działali w parach. Ku jej zaskoczeniu wylądowała z Michałem. Nie był to dla niej problem, bo dogadywali się bardzo dobrze i z minuty na minutę znali się coraz lepiej. Poszli niżej zobaczyć jak sytuacja. Szła bardzo powoli, żeby jak najmniej ocierać piętami.
- Sorki, że tak wolno, ale chcę uważać. - rzekła skupiona na stawianiu nóg
- Mi to pasuje. - zaśmiał się
- Powiedział to strażak psp. - odwróciła głowę w jego stronę z uśmiechem
Ten uśmiech szybko zamienił się w przerażenie, gdy poczuła, że pod stopą nie ma gruntu i zaraz wyląduje. On jednak szybko wyciągnął rękę i ją złapał. Żeby utrzymać równowagę drugą ręką objęła go w pasie. Czuła jak wzmocnił uścisk, żeby ją utrzymać. Stykali się ciałami, czuła jego ciepło.
- Sorki, ale chcę uważać. - udał jej głos - Żyjesz? - spytał rozbawiony
Teraz już wszystko stało się jasne.
- Już wiem! - klasnęła dłonie odsuwając się od niego
- Co? - zaskoczenie widniało na jego twarzy
- Skąd Cię znam. Cały czas wydawało mi się, że znam twoją twarz. - mówiła podekscytowana
- Iii?
- Na kursie kazałeś mi zrobić jaskółkę.
- Co? - był zdziwiony - Ja? Nie przypominam sobie.
- No w lutym. Wchodziliśmy na drabinę i zapytałam czy jest jakaś wymagana wysokość. A ty, że 28 metrów. I jak zeszłam zapytałeś czy żyję i kazałeś zrobić jaskółkę. Na stówę to byłeś ty. Tych oczów nie da się pomylić.
- Aaaaa. - uśmiechnął się - Już pamiętam. Zarąbiście Ci to poszło. Że Cię nie poznałem... Nie łatwo zapomnieć takiej dziewczyny.
- Wtedy byłam trochę pomalowana. - zaśmiała się - I wyglądałam lepiej.
- Bzdura. - szepnął
- Co? - popatrzyła na niego
- Nic nie mówiłem. - powiedział poważny
- A, wydawało mi się.
- Idziemy? - zapytał
Kiwnęła głową i tym razem uważnie patrzyła gdzie stawia stopy.
Zaczęło robić się ciemno, więc wrócili do reszty. Ustalili, że każda para będzie miała dyżury i będą się zmieniać. Na razie oni mogli pójść spać. Wzięła swoją kurtkę i rozścieliła na ziemi. Położyła się i przymknęła oczy. Po chwili jednak zrobiło się chłodno. Musiała ją założyć, chociaż nie było to wygodne rozwiązanie. Nigdy nie spała tak pod gołym niebem tylko na trawie. Była cisza, tylko od czasu do czasu dochodził do nich trzask ognia. To był dobry dzień. Mimo tego wysiłku i bólu, bez wahania by to powtórzyła.
    Obudziła się sama z siebie. Minęła chwila, aż oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Oparła się na rękach i przed sobą zobaczyła siedzącego Michała. Wyszperała z kieszeni komórkę i sprawdziła godzinę. Ich kolej jest już od 10 minut. Wstała po cichu, żeby nie zbudzić innych i podeszła do niego. Usiadła i wpatrywała się przed siebie. Był przepiękny widok. Rozświetlone miasto nocą. Na drogach małe światełka samochodów, od czasu do czasu jechało coś na sygnale, bo mrugały niebieskie światła. Czyste niebo pokazywało kolekcję gwiazd.
- Czemu mnie nie obudziłeś- zapytała
- Żebyś mogła sobie pospać.
- To miłe. - mruknęła
Chyba jeszcze do końca się nie obudziła. Czuła, że jej umysł jest ociężały. Zmuszała się do myślenia, rozwiązywania jakiś łatwych działań. Ten widok naprawdę jest piękny. Jak mało okazji jest zatrzymać się i porozmyślać o tak prostych sprawach. Jaki ten świat jest piękny.
- Romantycznie.  - przerwał ciszę, która co najmniej trwała 20 minut
- Tak. - szepnęła i popatrzyła na niego
On wpatrywał się w nią. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Jej żołądek się ścisnął, a oddech zatrzymał. Liczył się tylko on. Pragnęła go. Pierwszy przeniósł wzrok na horyzont.
- Moja żona. - zaczął - Była żona, uważa, że to jest żałosne i dla gówniarzy.
Cios i to potężny. Zabolało ją to cholernie. Jakby cały świat się zawalił. Chociaż nie wie dlaczego. Moja żona - te słowa ciągle dźwięczą jej w uszach. Miała ochotę się rozpłakać i uciec. Podciągnęła kolana, oparła na nich brodę, a rękami objęła nogi. Poczuła jak po policzki ześlizguje się łza. Nie chciała, żeby to zobaczył, dlatego siedział nieruchomo.
- Przepraszam. - powiedział
W tym samym czasie pojawił się ogień po jej prawej stronie. Wstała szybko i wzięła tłumicę. Nie zwracała uwagi na pięty, które sprawiały uczucie, że się rozrywają. Musiała się wyżyć. Nie chciała go widzieć. Energicznie uderzała o ziemię. Jakby to miało pomóc. Szybko jej poszło. Kątem oko dostrzegła, że stoi koło niej.
- Jesteś na mnie zła? - zapytał
- Nie, a dlaczego miałabym być zła? - odwróciła się do niego
Na jej twarz padało światło jego latarki przy hełmie. Łzy stały jej w oczach, czuła to. A on to widział.
- Idę się wysikać. - oznajmiła obracając się na pięcie
- Sama?
- A co, chcesz mnie podtrzymać ? - rzuciła wkurzona i brnęła przed siebie
Chce już stąd pójść. Nie może być z nim sam na sam. A jeszcze tyle muszą siedzieć sami.
Jakoś wytrzymali. Nikt się nie odezwał.
     Po 10 zostali wezwani przez radio. Tylko jej jednostka. Potrzebowali ich gdzie indziej przez dzień, a wieczorem tu wrócą. Było to dla niej zbawienne. Cały dzień bez męczenia się jego obecnością. Wzieła swoją kurtkę, hełm i tłumice.
- Uważaj na siebie. - szepnął podchodząc - Do zobaczenia. - pogładził jej ramię
Przymknęła oczy i ruszyła przed siebie. Po kilku krokach obejrzała się. Patrzył się na nią. Gdy ich wzroki się spotkały, uśmiechnął się. Ten jego cholerny uśmiech. Uświadomiła sobie, że też się uśmiecha.

piątek, 14 września 2018

Prolog

         Ze stresu całkowicie ma zaciśnięty żołądek. Nerwowo ogląda mijane auta przez szybę i stara się uspokoić. Dobrze, że mama zgodziła się ją odwieźć, bo sama chyba by nie dała rady dojechać. Przed wyjazdem musiała oczywiście zawitać kilka razy do łazienki, bo jakby inaczej... Popatrzyła nerwowo na zegarek. Za 5 minut się wszystko zacznie, a ona jeszcze jedzie. Odetchnęła głęboko, gdy wjechały na właściwą ulicę.
- Tutaj mnie wysadź. - pokazała na uliczkę
Skręciły i po chwili wyskoczyła z samochodu. Dopiero po kilku sekundach dotarł do niej chłód lutego ranka. Niby miała na sobie polar, ale stres potęgował odczuwanie temperatury. Szybko zabrała ubranie specjalne z tylnego siedzenia i pożegnała się z mamą. Rzuciła się prawie biegiem po chodniku. Jeszcze te cholerne buty - pomyślała. Już tylko kilka kroków do bramy. Była zdenerwowana jak nigdy. I po co mi to ? Biła się z myślami. Skręciła w lewo i ujrzała plac, a na nim pełno ludzi ustawionych w szeregu. No ładnie, pierwszy dzień i jeszcze spóźniona - czuła jak na jej polikach pojawiają się czerwone rumieńce, bo wszyscy zwrócili swój wzrok ku jej osobie. Z delikatnym uśmiechem przystanęła przy ostatnim chłopaku i położyła koło siebie nomex.
- Dużo się spóźniłam? - zagadała do młodzieńca
- Nie, jeszcze nic się nie zaczęło. - uśmiechnął się
- O, to dobrze. - odetchnęła z ulgą
Zaczęła się rozglądać. Sami chłopacy.
- Zapraszam do środka. - na placu rozległ się męski głos
Wszyscy zaczęli wchodzić do budynku. Wzięła głęboki wdech i ruszyła za tłumem. Nagle koło niej znalazła się dziewczyna.
- Nie jestem sama. - zaśmiała się do niej ciemnowłosa kobieta
- Musimy trzymać się razem. Emilka jestem. - wyciągnęła rękę
- Sylwia - tamta ją uścisnęła
       Na początku jak zwykle sprawdzanie obecności. Potem pierwsze wykłady. Dotyczyły ogólnie straży pożarnej. Długo nad tym się nie rozwodzili, bo nie było takiej potrzeby. Mimo iż praktycznie wszystko wiedziała, notowała wiele rzeczy w zeszycie. Dokładnie nie wie dlaczego. Może dlatego że oznajmiono im, że może to być na egzaminie.
Po dwóch godzinach słuchania dostali czas na jakieś śniadanie. Wyciągnęła kanapki, które robiła z pośpiechem i wzięła kęsa. Był to też dobry czas, żeby zapoznać się z ekipą Sylwii. Miała ze swojej jednostki jeszcze dwóch chłopaków i do tego dwóch znajomych z innej miejscowości. Ona sama reprezentowała jednostkę, ale byli z jej gminy. Znała ich jedynie z widzenia, więc wolała zostać z nową koleżanką.
- Nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby tu przychodzić. - westchnęła
- Ty młoda jesteś, a my co mamy powiedzieć ? - zaśmiał się Bogdan
Bogdan to facet po 50, z odstającym brzuszkiem, ale bardzo przyjazny.
- Ta młoda. - prychnęła śmiechem
- No a co, stara? Masz z 21 lat i stara jesteś ? - patrzyła na nią Sylwia
- 24. - wzięła gryza
- No! A ja mam 39 i co mam powiedzieć ?
Wszyscy zaczęli się śmiać.
Jak zaczynać, to tylko z grubej rury. Zrobili im zajęcia praktyczne z drabin. Musieli podzielić się na 3 grupy. Niestety nie trafiła do tej samej co Sylwia. Ale była z chłopakami z jej gminy.
Ich pierwszym zadaniem było wejście na drabinę strażacką o wysokości 30m i ustawianą pod kątem 75 stopni. Gdy zobaczyła jak ją ustawiają zrobiło jej się gorąco. Patrzyła na każdego, co tam się wspina.
- Masakra. - zwróciła się do Adama - A jak się nie wejdzie na samą górę, to ma się niezaliczone ?
- Coś tam mówili, że można wejść ile da się rady.
- Ufff.
Oczywiście nie zabrała ze sobą hełmu i rękawic i musiała od kogoś pożyczyć. Kolejka szybko się przemieszczała i już zaraz miała wchodzić. Ktoś pomógł jej założyć szelki asekuracyjne i oglądała Adama w akcji. Zrobiła mu kilka fotek jak prosił i podeszła do drabiny. Strażak z państwówki podszedł do niej i podpiął linę.
- Jest jakaś wymagana wysokość ? - zapytała
- Tak, 28 metrów. - uśmiechnął się
- Ha ha ha.
- Co pobijasz rekord? 30 sekund do góry, 20 w dół ? - zaśmiał się
Uśmiechnęła się do niego szeroko i zaczynała się wspinać. Nie mogę być gorsza, dam radę. Z każdym kolejnym stopniem czuła się pewniej. Zaczęło jej się to podobać. Wdrapywała się naprawdę szybko, co jej samej imponowało. Gdy stanęła na górze, żeby pomachać strażakowi, który ją zabezpieczał szybko popatrzyła przed siebie. Widoki były przepiękne. Pewna siebie ekspresowo znalazła się na ziemi.
- Żyjesz ? - podszedł do niej z lekkim uśmiechem "pspesiak"
- Tak. - uśmiechnęła się do niego zadowolona
- A zrób jaskółkę.
Posłusznie wykonała jego polecenie.
- No - poklepał ją po ramieniu i puścił oczko
Podekscytowana podeszła do reszty obserwowała następców.
Kolejną stacją była drabina nasadkowa, o której tylko opowiadał jeden z państwówki. Wytłumaczył wszystko, co i jak.
- Ktoś chce spróbować ? - zapytał
Cisza, wszyscy pokiwali głowami.
- Ja chcę. - odezwała się
- No to Emilia. - popatrzył na naszywkę na jej polarze - Zapraszam. Niech jakiś pan jej pomoże.
Dogadali się, kto co robi i sprawnie postawili drabinę.
Widziała, że jeszcze chwilę zajmie innej grupie ich następne zadnie, to skoczyła do toalety, bo z jej pęcherzem, to musi latać co chwilę.
Kiedy zadowolona wyszła na zewnątrz zobaczyła, że jej grupa jest już po złożeniu drabiny. Cholera. A ten co to tłumaczy jest postrachem u wszystkich kursantów. A jej nie było, przy tłumaczeniu jak to się rozkłada. Zamiana i chłopcy się zmienili funkcjami. Przyglądała się im co robią. Była przerażona. Bo były jakieś zabezpieczenia, których nie widziała i nie wiedziała jak to odbezpieczyć. W odpowiednim czasie trzeba było też odchodzić z przęsłami. W odpowiedni sposób ciągnęło się za linę, żeby regulować wysokość. Ona nie wiedziała jak to się robi.
- No to każdy wchodzi. - nakazał Andrzej
Łatwe, pomyślała. Ale prawie co każdy wchodził, to robił to źle i dostawał ochrzan. Trochę niepewnie podeszła do swojej próby.
- No, rusałka mi się podoba. - uśmiechnął się, gdy zeszła
Odwzajemniła uśmiech i stanęła z boku.
- Dobra, składami i drabinę dajcie na auto.
Wszystko posprzątali i Andrzej zapisywał na kartce, kto wykonał ćwiczenie. Popatrzył na nią i wskazał ją długopisem.
- O, rusałce się upiekło. No trudno. Podaj imię i nazwisko.
Była zadowolona, że w tak wesoły sposób zakończył się pierwszy dzień kursu. Obawiała się co będzie dalej, ale wiedziała, że dzięki temu będzie mogła robić, to co kocha. Zostanie strażakiem.