Przyszedł ten dzień w tygodniu, który miała wolny od uczelni. Mogła się w końcu wyspać. Nie zamierzała jednak dzisiaj brać się za pracę magisterską. Musi odpocząć. Dalej przeżywa rozstanie z Józkiem. Zranił ją i to bardzo, w jednym momencie straciła chłopaka. Niby zostali przyjaciółmi i mają stały kontakt, ale to nie to samo. Już nigdy nie będzie między nimi relacji jak kiedyś. Jej zaufanie zostało nadszarpnięte i teraz nie potrafi na niego patrzeć pod kątem, że ją zostawił. Teraz w takim momencie... Kiedy jest jej ciężko przez tą pracę. On pojechał sobie na koniec świata, robić karierę. Ma wszystko czego potrzebuje i jest szczęśliwy. Ona została tu z niczym. No może jednak coś ma... Depresję. Nie chce o nim myśleć, ale tak nie potrafi. Jeszcze kilka dni temu byli razem, szczęśliwi, nic nie zapowiadało takiego zwrotu wydarzeń.
Przeciągnęła się leniwie na łóżku i złapała telefon. 11:41. Nie pamięta, żeby kiedykolwiek tak późno się obudziła. Zazwyczaj jak ma wolne, to jej sen trwa do 9, góra 10. Ale nigdy nie wstała tak późno. Ale co jej tam. Należy jej się w 100%. Przydałoby jej się coś, co pozwoliłoby oderwać się od rzeczywistości i na chwile zapomnieć o wszystkim. Długo nad tym myślała, ale żaden odpowiedni pomysł nie wpadł jej do głowy. Niektórzy mówią, że piją, żeby zapomnieć. Kompletnie tego nie rozumie. Ona jak pije, to czuje się bardzo dobrze i nie wie jak można doprowadzić się do stanu totalnego upojenia. Nie lubi takich zachowań i nigdy nie pozwoli, żeby z sobą tak zrobiła. Nie jej wina, że jest rozważna i potrafi odmówić trzymając się swoich zasad. Usłyszała jak drzwi wejściowe do mieszkania się otwierają i szybko zamykają. Pewnie jej tato wrócił z pracy. Z jękiem zsunęła się z łóżka i podeszła do okna. Bez energii złapała za sznurek od rolet i powoli je podciągnęła. Przed jej oczami ukazał się szary widok. Było brzydko, tak jak w jej wnętrzu. Przewróciła oczami i podeszła do szafy. Długo się nie zastanawiając wzięła swoje ulubione spodnie dresowe i luźną koszulkę. Zsunęła z siebie piżamę i wolnymi ruchami zakładała przyszykowane ciuchy. Czy ktoś kiedykolwiek ją pokocha? Będzie dla kogoś ważna i ten ktoś chociaż przez chwilę o niej pomyśli? Da jej poczucie bezpieczeństwa i będzie traktował poważnie. Bo nie oszukujmy się, Józek do końca nie był pewien swoich uczuć. Ani razu do niej nie powiedział, że ją kocha. A to chyba ważne w związku, nie? Chyba lepiej da sobie spokój z facetami. Same problemy tylko z nimi. Będzie sama i polegała tylko na sobie. Nigdy siebie nie zawiedzie, będzie wiedziała czego potrzebuje. Taki związek jest chyba najlepszy. Ale czy na pewno ? Skoro nie ma faceta, to chyba coś oznacza?
Ubrana weszła do kuchni, gdzie krzątał się tato.
- O, cześć córuś. - podszedł do niej uśmiechnięty i przytulił
- Hej. - wymusiła uśmiech i stała ze spuszczonymi rękoma
- Dopiero wstałaś?
- Tak. Sama siebie zadziwiłam. Ale musiałam odespać.
Podeszła do lodówki i otworzyła drzwi na oścież Wpatrywała się w jej zawartość, ale niczego nie widziała. Nie wiedziała na co ma ochotę. Nic jej nie wyglądało na atrakcyjne. Sięgnęła po mleko i ospale podeszła do blatu. W szafce, która wisiała jej nad głową odnalazła kaszę manną. Uwielbia ten smak. A że robi się to szybko, to może sobie pozwolić. Wlała do garnuszka trochę mleka i na oko wsypała kaszę. Od samego początku miesza swoje danie, żeby się nie przypaliło. Coraz bardziej jest jej ciepło w dłoń, która trzyma łyżkę, zaraz nie wytrzyma. Na szczęście kasza już gęstnieje i zaraz będzie gotowa. Po kilkunastu sekundach mogła już wylać zawartość garnuszka na talerz. Ona lubi gdy kasza jest gęsta, a wie że niektórzy wolą gdy jest rzadka. Do tego pokroiła banana w kosteczkę i wszystko wymieszała. To jest to. Poszła do swojego pokoju i tam w ciszy mogła skonsumować swoje śniadanie. Chociaż to trochę osłodzi jej życie. Wzięła telefon i przeglądała social media. Nic jej nie interesowało i szybko się znudziła. Nie ma nawet z kim popisać. Ania pewnie kończy pisać swoją pracę, więc nie będzie jej przeszkadzać. Jest skazana na swoje towarzystwo, a to może się okazać nie najlepszym pomysłem. Na jej ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz brata i usłyszała swój dzwonek. Zdziwiła się, że do niej dzwoni, bo teraz powinien mieć zajęcia. Przeciągnęła zieloną słuchawkę i włączyła tryb głośnomówiący.
- Co tam braciszku? - mruknęła
- Cześć. Jesteś w domu? - usłyszała jego zdenerwowany głos
- No tak. A co się stało?
- Prawdopodobnie skręciłem staw skokowy i teraz jestem w uczelnianej przychodni, ale zaraz jedziemy do szpitala, bo chcą zrobić prześwietlenie. - oznajmił załamany
- Że co?! - wyprostowała się i zszokowana wpatrywała w telefon - Masakra. Dobra, to przyjadę po Ciebie. Tylko powiedz mi do którego szpitala będziecie jechać.
- Nie wiem. Napiszę Ci zaraz sms'a.
- Dobra. Robert, spokojnie. To tylko skręcenie.- starała się go uspokoić
- Yhym. Muszę kończyć.
- No zaraz tam będę.
Szybko z szafy wygrzebała jakieś czarne spodnie jeansowe i koszulkę. Szybko się przebrała i zarzuciła bluzę. Wzięła wszystkie dokumenty i weszła do dużego pokoju, gdzie tato jadł śniadanie.
- Robert skręcił staw skokowy i teraz wiozą go do szpitala. Jadę po niego. - oznajmiła
- Gdzie? Do Wrocławia?
- Tak.
- Przecież ty nigdy sama po Wrocławiu nie jeździłaś. - patrzył na nią zszokowany
- A co innego mam zrobić? Przecież ty też nie pojedziesz.
Nigdy nie było takiej potrzeby, żeby jeździć po Wrocławiu, więc nikt z nas się do tego nie rwał i teraz są tego skutki. Zawsze przerażały mnie tramwaje i że nie będę wiedziała jak mam się ustawić. No ale teraz ktoś musi pojechać po młodego, a mi przybyła pewność siebie i mam chęć, żeby jechać.
- To pojadę z Tobą. - wstał od stołu i zaczął się szykować. - A co on znowu robił?
- Nie wiem, nie powiedział mi. Ale pewnie miał wf i tam coś sobie zrobił. - westchnęła i zaczęła się ubierać.
Znalazła w szafce nawigację i wyszła na dwór. Nie było aż tak źle. Nie może się doczekać lata, jak znowu będzie ciepło i będzie mogła normalnie chodzić, a nie w kurtkach.
W mieście była bardzo skupiona na drodze. Patrzyła gdzie może stanąć, a gdzie będzie przeszkadzała tramwajom. Na szczęście mogła jechać bocznymi drogami, a nie pchać się na te najbardziej zapchane. W ogóle nie wiedziała gdzie jest. Nie zna Wrocławia. Zna tylko drogę na swoją uczelnię i nigdy się nie wychylała. No z Józkiem czasami gdzieś wybrali się na spacer, ale to on prowadził, więc ona nie zwracała uwagi na drogę. Swoją trasę pokonuje zawsze jakby miała klapki na oczach jak konie, żeby się nie rozpraszały i bały. Nie jest w stanie powiedzieć co jest dookoła. Wiecznie się spieszy i nawet nie rozgląda, bo po co?
Udało jej się bezpiecznie dojechać na miejsce. Na parkingu nie było tak dużo samochodów, więc bez problemu znalazła miejsce. Szybkim krokiem weszli do środka i przystanęli na korytarzu.
- Zadzwonię do niego i zapytam gdzie mamy iść.
Wyciągnęła telefon i szukała jego numeru. Nacisnęła i przyłożyła komórkę do ucha. Pierwszy sygnał, drugi. Zza rogu na wózku wyłonił się jej brat. Właśnie wyciągnął telefon. Ale ona się rozłączyła i podbiegła do niego. Był blady i bardzo smutny. Jeszcze nigdy chyba go nie widziała w tak okropnym stanie.
- Młody. - przykucnęła przy nim - Co z Tobą?
- Nic. - burknął - Możemy jechać do domu?
- Tak. - popatrzyła na mężczyznę, który ciągle stał przy jego wózku, żeby go pchać - Dzień dobry. Jestem jego siostrą. Dziękuję bardzo, że go tu przywieźliście.
- Dzień dobry. Jestem trenerem Roberta. Grał w siatkę i skoczył do bloku. Niestety źle wylądował i skręcił staw skokowy. Chciałam się upewnić i go tu przywiozłem.
- Dziękuję Panu bardzo. - uścisnęła jego dłoń
Tato także podszedł i podziękował trenerowi.
Przez całą drogę młody nic się nie odezwał. Był bardzo smutny i nieobecny. Jak tylko wrócili do domu poszedł do swojego i się w nim zamknął. Nie wiedziała jak może poprawić mu humor. Postanowiła upiec ich ulubione babeczki marchewkowe. Ma już taką wprawę, że wszystko może robić z zamkniętymi oczami i w ekspresowym tempie.
Podeszła do jego drzwi i delikatnie zapukała i nie czekając na pozwolenie lekko uchyliła je.
- Mam coś dla Ciebie. - uśmiechnięta wyciągnęła przed sobą talerz pełen babeczek
Dalej leżał na łóżku, tylko na nią popatrzył.
- Młody.- usiadła koło niego - To tylko skręcenie.
- Nie. To aż skręcenie. Dlaczego to mi się teraz przytrafiło? - popatrzył na nią ze łzami w oczach - Dlaczego teraz? Wszystko mi się zawaliło. Mogę już zapomnieć o Szkole Pożarniczej.
- Robert. - przytuliła go - Masz jeszcze dużo czasu. Do czerwca jeszcze dużo czasu.
- Tak, ale przez cały czas muszę trenować, żeby dać radę. A tu skręcenie o nic nie mogę robić. A to cholerstwo tak boli!
- Nie jesteś sam. Mi teraz też wszystko się zawaliło i to w tak ciężkim okresie. Także łączę się z Tobą. Jesteśmy takie dwie czarne chmury. - uśmiechnęła się
- Jest Ci ciężko? - popatrzył na nią z troską
- I to jak! - po policzku popłynęła jej łza - Ale trzeba być twardym.
- Szkoda, bo nawet polubiłem Józka. Ale zobaczysz, spotkasz tego jedynego. Tego o którym nie będziesz mogła zapomnieć i ciągle będziesz o nim myśleć. Tego który da Ci wszystko i będzie Cię kochał. Jestem tego pewien.
- Dzięki młody. A ja wiem, że już niedługo spełnisz swoje marzenie, zobaczysz. - puściła mu oczko i zadowolona wzięła kęsa babeczki.
środa, 31 października 2018
niedziela, 14 października 2018
Rozdział 7
Ten czas tak szybko leci. Dopiero co były święta, radosny czas, a tu już połowa lutego. Zima jest dość ostra i nie miło spędza się czas na dworze. Wkurza się jak ma jechać na uczelnię, bo od zawsze jest strasznym zmarźluchem. Czasami zostaje u Józka, jak nie opłaca jej się wracać, ale na szczęście teraz ma bardzo mało zajęć, ze względu na pracę magisterską.
Złożyło się tak, że w tym samym czasie mieli tydzień wolnego i postanowili razem spędzić ten czas. Pojechali w góry i szaleli na stokach narciarskich. Oderwała się od rzeczywistości, zapomniała o studiach i w końcu odpoczęła.
Dzień zapowiadał się pięknie. Miała zajęcia na 12, więc mogła pospać sobie trochę dłużej. Odsłaniając roletę do jej pokoju wdarły się promienie słońca. Ujrzała za oknem przepiękny dzień. Śnieg połyskiwał kąpany w tych ciepłych promieniach. Od razu poprawił jej się humor i chciało jej się żyć. Zadowolona wzięła przyszykowane przed snem ciuchy i udała się do łazienki. Tam nie spiesząc się załatwiła wszystkie potrzebne sprawy i wyszła do kuchni. Z lodówki wyjęła serek do smarowania i wszystko wyłożyła na blat. Wzięła dwie kromki świeżego chleba i szybko je posmarowała. Niestety do picia nic nie mogła wziąć, bo będzie musiała chodzić do toalety co 5 minut, a jak wiadomo na uczelnię długa droga busem. Wzięła śniadanie do pokoju i wygodnie rozłożona w fotelu przeżuwała chleb. Jeszcze tylko kilka miesięcy i jest wolna od studiów. Najpierw jednak trzeba obronić pracę magisterską. Tego się obawia. Nie lubi występować publicznie i dużo mówić. Matura to była dla niej mordęga. Przed obcymi ludźmi musi mówić na temat, który poznała dopiero kilkanaście minut temu i nawet nie wie, czy dobrze mówi. Nie spodziewała się, że tymi dwoma kanapkami tak się naje. Ociężała wstała i poszła umyć zęby.
Po pomalowaniu się miała chwilę na poranne sprawdzanie internetu. Nic ciekawego się nie działo, nikt do niej nie napisał, nawet Józek.
Na wykładach było luźno. Dla niej było bez sensu to, że przyjeżdża dzisiaj tylko na jeden wykład. Ale cóż poradzić, takie życie. Wykładowca jest ludzki i nie ciśnie ich. Nawet gdy jej się nudzi, to robi notatki, bo tak czas zawsze szybciej leci, a przy okazji może czegoś się nauczy.
- No to co, nie będę was dłużej trzymał. - oznajmił profesor pół godziny przed oficjalnym końcem zajęć - Miłego dnia.
Pośpiesznie wrzuciła zeszyt i długopis do torby i wyszła z sali. Pojedzie do domu, zrobi sobie cieplutkie kakałko i weźmie się za pisanie pracy. Już tak nie wiele jej zostało. Uśmiechnięta podeszła do szatni i wręczyła pani metalowy numerek. Po chwili miała już swój czarny płaszczyk. Z rękawa wyciągnęła czapkę i długi szalik, który założyła jako pierwszy. Później jej ulubiona czapka z pomponem i motywem Wolverine'a i na koniec płaszcz.
- Witam panią. - usłyszała po swojej prawej stronie męski głos
Radosną odwróciła się do autora słów i dała buziaka.
- A co to się stało, że Józeczek postanowił mnie odwiedzić? - zaśmiała się
- Nic takiego. - westchnął - Jedziemy do mnie?
- Jasne. - złapała jego dłoń i opuścili budynek
- Jak tam wykłady? - zapytał
- Dobrze. Jak widzisz wcześniej nas wypuścił.
- Tak myślałem, dlatego jestem tu szybciej.
- Jaki ty wróżbita Józek. A właśnie. - klasnęła w dłonie - Bo za kilka dni są walentynki i może pójdziemy na strzelnicę ? Słyszałam, że w okolicy jest taka fajna.
Szedł poważny, patrząc się przed siebie. Szczękę miał mocno zaciśniętą i ogólnie cały jakoś się spiął.
- To nie rozmowa na teraz. - powiedział szybko - Porozmawiamy jak będziemy w domu.
- Józek, coś się stało? - była przestraszona
- W domu. - powiedział to twardo i wiedziała że dalsza rozmowa nie ma już sensu
Przez całą drogę do jego mieszkania myślała, co mogło takiego się stać. Czuła, że to będzie coś poważnego. Nie odezwali się do siebie ani słowem.
Tylko jak wpadła do jego mieszkania, szybko zrzuciła nakrycie i stanęła przed nim.
- No słucham. - wpatrywała się w jego twarz
Był zrozpaczony i nie mógł na nią popatrzyć. Złapał za jej ramię i pokazał, żeby poszli do salonu.
- Bo. - zaczął gdy usiadła na kanapie - Dostałem propozycję z USA.
- To super. - ożywiła się i radosna patrzyła na niego
- Emilka, nie rozumiesz. - jęknął - Muszę wyjechać jutro. Na bardzo długo. Będę pracował od rana do wieczora, nie będę miał czasu na nic. Jeszcze muszę tam zaliczyć pracę magisterską. Wiesz jaki to zaszczyt! Najlepsze co mogło mi się w życiu wydarzyć. Taka kariera. Ale muszę zrezygnować ze wszystkiego innego. - zobaczyła jak po policzku spływa pojedyncza łza - Nie mogę Cię trzymać na siłę, bo to nie ma sensu. Męczyłabyś się, ja też. Nie moglibyśmy normalnie rozmawiać, a o widzeniu już nie wspomnę!
- Józek. - zaczęła szlochać i przytuliła się do niego - Ja tak nie chcę.
- Wiesz, że jest mi bardzo ciężko, nie chcę Cię zostawiać. Ale jeszcze nigdy nikomu z Polski coś takiego się nie przytrafiło, taka kariera.
- Rozumiem. - szepnęła - Jestem z Ciebie tak cholernie dumna.
Płakała tłumiąc jęki w jego torsie. Straciła najważniejszą osobę w jej życiu. Nie chce go tam puścić, chce go mieć przy sobie. Jej kochany chłopak.
- Przepraszam, ale to wszystko działo się tak szybko, że nie miałem nawet jak szybciej Ci o tym powiedzieć.
- Jasne. - oderwała się od niego - Ja sobie już lepiej pójdę.
- Emilka. - złapał ją za dłoń - Proszę, zostań ze mną jeszcze trochę.
- Nie mogę, nie będę mogła Cię zostawić.
- Proszę. - zobaczyła wielki żal w jego oczach - Proszę.
Kiwnęła głową i usiadła na kanapie.
- Przepraszam Cię. Skrzywdziłem Cię tak potwornie, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie. Ale tak będzie lepiej. Znajdziesz sobie kogoś lepszego, tutaj na miejscu.
- Oh Józefie. - przyłożyła dłoń do jego policzka - Ale przyjaciółmi zostaniemy?
- Tak! Oczywiście! Będę pisał, jak tylko będę miał czas.
Była załamana i to mocno. Jednak nie pokazywała tego na zewnątrz, nie chciała mu pokazać jak jest w rozsypce. Jak jej świat nagle się zawalił. Odebrano jej wszystko w jednym momencie. Sama nie wie, jakby postąpiła w takiej sytuacji. To jego ogromna szansa, żeby zostać jednym z najlepszych astronomów na świecie. Wiedziała, że jest wybitny w tej dziedzinie i zrobi karierę, ale że będzie to w inny sposób. Może uda im się przetrwać i wrócą do siebie, jak wszystko się ustabilizuje.
Wróciła do domu po kilku godzinach. Wciąż do niej nie docierało, co się tak naprawdę stało. Bez żadnego życia weszła do mieszkania i przemknęła wolno przez salon rzucając słabe cześć do rodziców i brata i poszła do swojego pokoju. Rzuciła torbę w kąt i wpatrywała się w swoje stopy.
- Siostra? - do pokoju wszedł Robert zamykając za sobą drzwi - Coś się stało ?
Popatrzyła na niego smutno i wybuchła płaczem.
- Nie jestem już z Józkiem. - przytuliła się do niego o szlochała
- Co? Ale jak to? Zerwał z Tobą? - był mocno zszokowany
- Dostał mega propozycję pracy w USA. Zrobi tam karierę. Ale przez to nie będzie miał czasu na nic innego, w tym na mnie. Więc się rozstaliśmy.
- Biedna. - gładził ją po plecach - Nie fajna sytuacja. Nie mógł Cię wziąć ze sobą?
- Nie miałoby to sensu, bo i tak ciągle by pracował. Dlatego rozstaliśmy się w zgodzie i zostaliśmy przyjaciółmi.
- To i tak nic nie zmienia. - warknął - Bardzo Cię zranił.
- I to jak! Boli cholernie. Nie wiem, czy się pozbieram. Ja nie chcę, żeby on jechał.
- Nie wiem co mam powiedzieć. - westchnął
- Nic, wystarczy że jesteś braciszku. - oderwała się od niego i uśmiechnęła - Kocham Cię tak mocno. Jesteś wspaniały. - poczochrała jego włosy
- Dzięki. - zaczerwienił się - Zobaczysz, wszystko się ułoży.
- Yhym. - nie była przekonana - I to w takim momencie. Jak magisterkę muszę dokończyć. Nie wiem, czy dam radę.
- Nawet tak nie mów. Nie możesz sprowadzać wszystkiego tylko do jednego jakiegoś chłopaka. Musisz pokazać jaka jesteś silna i dać czasu.
- A jak nie jestem silna?
- Żartujesz. - zaczął się śmiać - Znam Cię bardzo dobrze i nie znam tak silnej dziewczyny jak ty. Jesteś dla mnie worem do naśladowania. Jestem dumny, że mam taką siostrzyczkę.
- Młody, młody. - zaśmiała się - Dzięki. Zostawisz mnie samą?
- Jasne. - wstał i uśmiechnął się do niej - Ale popatrz na to z tej strony. Może załatwi nam fajną wycieczkę do USA.
Prychnęła tylko i zaczęła się śmiać. Kiedy wyszedł położyła się nie łóżku i zaczęła płakać w poduszkę. Dlaczego ją to spotkało? On był taki kochany. Wspierał ją, poprawiał humor. Nie czuła się samotna. Wie, że będą mieli ze sobą kontakt, ale to już nic. Będą to tylko słowa. Już nie poczuje ciepła jego skóry i tych pięknych perfum. Z drugiej strony była z niego cholernie dumna. Nikt jeszcze tego nie osiągnął w kraju. Zawsze był wielkim miłośnikiem astronomii i ma ogromną wiedzę na ten temat i może się założyć, że nie jednego doktora z tej dziedziny mógłby zaorać. Pracował na to ciężko i należy mu się. Ona nie chce stać na drodze do jego marzeń. Niech się chłopak spełnia i będzie szczęśliwy. Widocznie tak miało być. Nie było im pisane być ze sobą dłużej. Spędziła z nim kilka miesięcy, ale jak wspaniałych. Będzie dobrze wspominała ten czas, bo dlaczego miała być na niego zła? Nie planował tego, wyskoczyło nagle. Nie zrobił tego celowo, nie chciał jej zranić. Widziała jak bardzo to przeżywa. O której jutro wylatujesz? Wystukała na telefonie i wysłała do już byłego chłopaka. Weszła na messengera i zobaczyła, że Ania jest dostępna. Nacisnęła zieloną słuchawkę i czekała aż odbierze. Po chwili słyszała jej radosny głos.
- No hej. - przywitała się - Co tam Emilson? Coś się stało? Zwykle nie dzwonisz...
- Bo wiesz...- westchnęła - Nie jestem już z Józkiem.
- Co?! - krzyknęła - Jak to? Zostawił Cię ?! Dla innej ?! Co za chuj! Zabiję go!
- Nie, uspokój się. - powiedziała łagodnie
- Czemu ty jesteś taka spokojna?!
- Nie jestem. - szepnęła - Ale rozstaliśmy się w pokoju. Zostaliśmy przyjaciółmi.
- A no to super, to wszystko zmienia. - powiedziała sarkastycznie - On Cię zostawił!
- Nie. To nie jego wina.
- Dlaczego go tak bronisz?
- Bo na to zasługuje.
- Powiesz co się stało?
Stała na lotnisku pośród wielu ludzi. Ostatni raz tuliła jego osobę.
- Będę tęskniła. - szepnęła
- Ja też. - pocałował ją w głowę
- Jestem z Ciebie taka dumna.
- A ja z Ciebie. Żyj dobrze Emilka. Szalej i bądź sobą.
Złożyło się tak, że w tym samym czasie mieli tydzień wolnego i postanowili razem spędzić ten czas. Pojechali w góry i szaleli na stokach narciarskich. Oderwała się od rzeczywistości, zapomniała o studiach i w końcu odpoczęła.
Dzień zapowiadał się pięknie. Miała zajęcia na 12, więc mogła pospać sobie trochę dłużej. Odsłaniając roletę do jej pokoju wdarły się promienie słońca. Ujrzała za oknem przepiękny dzień. Śnieg połyskiwał kąpany w tych ciepłych promieniach. Od razu poprawił jej się humor i chciało jej się żyć. Zadowolona wzięła przyszykowane przed snem ciuchy i udała się do łazienki. Tam nie spiesząc się załatwiła wszystkie potrzebne sprawy i wyszła do kuchni. Z lodówki wyjęła serek do smarowania i wszystko wyłożyła na blat. Wzięła dwie kromki świeżego chleba i szybko je posmarowała. Niestety do picia nic nie mogła wziąć, bo będzie musiała chodzić do toalety co 5 minut, a jak wiadomo na uczelnię długa droga busem. Wzięła śniadanie do pokoju i wygodnie rozłożona w fotelu przeżuwała chleb. Jeszcze tylko kilka miesięcy i jest wolna od studiów. Najpierw jednak trzeba obronić pracę magisterską. Tego się obawia. Nie lubi występować publicznie i dużo mówić. Matura to była dla niej mordęga. Przed obcymi ludźmi musi mówić na temat, który poznała dopiero kilkanaście minut temu i nawet nie wie, czy dobrze mówi. Nie spodziewała się, że tymi dwoma kanapkami tak się naje. Ociężała wstała i poszła umyć zęby.
Po pomalowaniu się miała chwilę na poranne sprawdzanie internetu. Nic ciekawego się nie działo, nikt do niej nie napisał, nawet Józek.
Na wykładach było luźno. Dla niej było bez sensu to, że przyjeżdża dzisiaj tylko na jeden wykład. Ale cóż poradzić, takie życie. Wykładowca jest ludzki i nie ciśnie ich. Nawet gdy jej się nudzi, to robi notatki, bo tak czas zawsze szybciej leci, a przy okazji może czegoś się nauczy.
- No to co, nie będę was dłużej trzymał. - oznajmił profesor pół godziny przed oficjalnym końcem zajęć - Miłego dnia.
Pośpiesznie wrzuciła zeszyt i długopis do torby i wyszła z sali. Pojedzie do domu, zrobi sobie cieplutkie kakałko i weźmie się za pisanie pracy. Już tak nie wiele jej zostało. Uśmiechnięta podeszła do szatni i wręczyła pani metalowy numerek. Po chwili miała już swój czarny płaszczyk. Z rękawa wyciągnęła czapkę i długi szalik, który założyła jako pierwszy. Później jej ulubiona czapka z pomponem i motywem Wolverine'a i na koniec płaszcz.
- Witam panią. - usłyszała po swojej prawej stronie męski głos
Radosną odwróciła się do autora słów i dała buziaka.
- A co to się stało, że Józeczek postanowił mnie odwiedzić? - zaśmiała się
- Nic takiego. - westchnął - Jedziemy do mnie?
- Jasne. - złapała jego dłoń i opuścili budynek
- Jak tam wykłady? - zapytał
- Dobrze. Jak widzisz wcześniej nas wypuścił.
- Tak myślałem, dlatego jestem tu szybciej.
- Jaki ty wróżbita Józek. A właśnie. - klasnęła w dłonie - Bo za kilka dni są walentynki i może pójdziemy na strzelnicę ? Słyszałam, że w okolicy jest taka fajna.
Szedł poważny, patrząc się przed siebie. Szczękę miał mocno zaciśniętą i ogólnie cały jakoś się spiął.
- To nie rozmowa na teraz. - powiedział szybko - Porozmawiamy jak będziemy w domu.
- Józek, coś się stało? - była przestraszona
- W domu. - powiedział to twardo i wiedziała że dalsza rozmowa nie ma już sensu
Przez całą drogę do jego mieszkania myślała, co mogło takiego się stać. Czuła, że to będzie coś poważnego. Nie odezwali się do siebie ani słowem.
Tylko jak wpadła do jego mieszkania, szybko zrzuciła nakrycie i stanęła przed nim.
- No słucham. - wpatrywała się w jego twarz
Był zrozpaczony i nie mógł na nią popatrzyć. Złapał za jej ramię i pokazał, żeby poszli do salonu.
- Bo. - zaczął gdy usiadła na kanapie - Dostałem propozycję z USA.
- To super. - ożywiła się i radosna patrzyła na niego
- Emilka, nie rozumiesz. - jęknął - Muszę wyjechać jutro. Na bardzo długo. Będę pracował od rana do wieczora, nie będę miał czasu na nic. Jeszcze muszę tam zaliczyć pracę magisterską. Wiesz jaki to zaszczyt! Najlepsze co mogło mi się w życiu wydarzyć. Taka kariera. Ale muszę zrezygnować ze wszystkiego innego. - zobaczyła jak po policzku spływa pojedyncza łza - Nie mogę Cię trzymać na siłę, bo to nie ma sensu. Męczyłabyś się, ja też. Nie moglibyśmy normalnie rozmawiać, a o widzeniu już nie wspomnę!
- Józek. - zaczęła szlochać i przytuliła się do niego - Ja tak nie chcę.
- Wiesz, że jest mi bardzo ciężko, nie chcę Cię zostawiać. Ale jeszcze nigdy nikomu z Polski coś takiego się nie przytrafiło, taka kariera.
- Rozumiem. - szepnęła - Jestem z Ciebie tak cholernie dumna.
Płakała tłumiąc jęki w jego torsie. Straciła najważniejszą osobę w jej życiu. Nie chce go tam puścić, chce go mieć przy sobie. Jej kochany chłopak.
- Przepraszam, ale to wszystko działo się tak szybko, że nie miałem nawet jak szybciej Ci o tym powiedzieć.
- Jasne. - oderwała się od niego - Ja sobie już lepiej pójdę.
- Emilka. - złapał ją za dłoń - Proszę, zostań ze mną jeszcze trochę.
- Nie mogę, nie będę mogła Cię zostawić.
- Proszę. - zobaczyła wielki żal w jego oczach - Proszę.
Kiwnęła głową i usiadła na kanapie.
- Przepraszam Cię. Skrzywdziłem Cię tak potwornie, że nigdy sobie tego nie wybaczę. Jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie. Ale tak będzie lepiej. Znajdziesz sobie kogoś lepszego, tutaj na miejscu.
- Oh Józefie. - przyłożyła dłoń do jego policzka - Ale przyjaciółmi zostaniemy?
- Tak! Oczywiście! Będę pisał, jak tylko będę miał czas.
Była załamana i to mocno. Jednak nie pokazywała tego na zewnątrz, nie chciała mu pokazać jak jest w rozsypce. Jak jej świat nagle się zawalił. Odebrano jej wszystko w jednym momencie. Sama nie wie, jakby postąpiła w takiej sytuacji. To jego ogromna szansa, żeby zostać jednym z najlepszych astronomów na świecie. Wiedziała, że jest wybitny w tej dziedzinie i zrobi karierę, ale że będzie to w inny sposób. Może uda im się przetrwać i wrócą do siebie, jak wszystko się ustabilizuje.
Wróciła do domu po kilku godzinach. Wciąż do niej nie docierało, co się tak naprawdę stało. Bez żadnego życia weszła do mieszkania i przemknęła wolno przez salon rzucając słabe cześć do rodziców i brata i poszła do swojego pokoju. Rzuciła torbę w kąt i wpatrywała się w swoje stopy.
- Siostra? - do pokoju wszedł Robert zamykając za sobą drzwi - Coś się stało ?
Popatrzyła na niego smutno i wybuchła płaczem.
- Nie jestem już z Józkiem. - przytuliła się do niego o szlochała
- Co? Ale jak to? Zerwał z Tobą? - był mocno zszokowany
- Dostał mega propozycję pracy w USA. Zrobi tam karierę. Ale przez to nie będzie miał czasu na nic innego, w tym na mnie. Więc się rozstaliśmy.
- Biedna. - gładził ją po plecach - Nie fajna sytuacja. Nie mógł Cię wziąć ze sobą?
- Nie miałoby to sensu, bo i tak ciągle by pracował. Dlatego rozstaliśmy się w zgodzie i zostaliśmy przyjaciółmi.
- To i tak nic nie zmienia. - warknął - Bardzo Cię zranił.
- I to jak! Boli cholernie. Nie wiem, czy się pozbieram. Ja nie chcę, żeby on jechał.
- Nie wiem co mam powiedzieć. - westchnął
- Nic, wystarczy że jesteś braciszku. - oderwała się od niego i uśmiechnęła - Kocham Cię tak mocno. Jesteś wspaniały. - poczochrała jego włosy
- Dzięki. - zaczerwienił się - Zobaczysz, wszystko się ułoży.
- Yhym. - nie była przekonana - I to w takim momencie. Jak magisterkę muszę dokończyć. Nie wiem, czy dam radę.
- Nawet tak nie mów. Nie możesz sprowadzać wszystkiego tylko do jednego jakiegoś chłopaka. Musisz pokazać jaka jesteś silna i dać czasu.
- A jak nie jestem silna?
- Żartujesz. - zaczął się śmiać - Znam Cię bardzo dobrze i nie znam tak silnej dziewczyny jak ty. Jesteś dla mnie worem do naśladowania. Jestem dumny, że mam taką siostrzyczkę.
- Młody, młody. - zaśmiała się - Dzięki. Zostawisz mnie samą?
- Jasne. - wstał i uśmiechnął się do niej - Ale popatrz na to z tej strony. Może załatwi nam fajną wycieczkę do USA.
Prychnęła tylko i zaczęła się śmiać. Kiedy wyszedł położyła się nie łóżku i zaczęła płakać w poduszkę. Dlaczego ją to spotkało? On był taki kochany. Wspierał ją, poprawiał humor. Nie czuła się samotna. Wie, że będą mieli ze sobą kontakt, ale to już nic. Będą to tylko słowa. Już nie poczuje ciepła jego skóry i tych pięknych perfum. Z drugiej strony była z niego cholernie dumna. Nikt jeszcze tego nie osiągnął w kraju. Zawsze był wielkim miłośnikiem astronomii i ma ogromną wiedzę na ten temat i może się założyć, że nie jednego doktora z tej dziedziny mógłby zaorać. Pracował na to ciężko i należy mu się. Ona nie chce stać na drodze do jego marzeń. Niech się chłopak spełnia i będzie szczęśliwy. Widocznie tak miało być. Nie było im pisane być ze sobą dłużej. Spędziła z nim kilka miesięcy, ale jak wspaniałych. Będzie dobrze wspominała ten czas, bo dlaczego miała być na niego zła? Nie planował tego, wyskoczyło nagle. Nie zrobił tego celowo, nie chciał jej zranić. Widziała jak bardzo to przeżywa. O której jutro wylatujesz? Wystukała na telefonie i wysłała do już byłego chłopaka. Weszła na messengera i zobaczyła, że Ania jest dostępna. Nacisnęła zieloną słuchawkę i czekała aż odbierze. Po chwili słyszała jej radosny głos.
- No hej. - przywitała się - Co tam Emilson? Coś się stało? Zwykle nie dzwonisz...
- Bo wiesz...- westchnęła - Nie jestem już z Józkiem.
- Co?! - krzyknęła - Jak to? Zostawił Cię ?! Dla innej ?! Co za chuj! Zabiję go!
- Nie, uspokój się. - powiedziała łagodnie
- Czemu ty jesteś taka spokojna?!
- Nie jestem. - szepnęła - Ale rozstaliśmy się w pokoju. Zostaliśmy przyjaciółmi.
- A no to super, to wszystko zmienia. - powiedziała sarkastycznie - On Cię zostawił!
- Nie. To nie jego wina.
- Dlaczego go tak bronisz?
- Bo na to zasługuje.
- Powiesz co się stało?
Stała na lotnisku pośród wielu ludzi. Ostatni raz tuliła jego osobę.
- Będę tęskniła. - szepnęła
- Ja też. - pocałował ją w głowę
- Jestem z Ciebie taka dumna.
- A ja z Ciebie. Żyj dobrze Emilka. Szalej i bądź sobą.
sobota, 13 października 2018
Rozdział 6
Wigilia, tak magiczny czas. Jak to jest, że ten dzień staje tak niesamowity? Roboty jest oczywiście od rana. Jak co roku jeżdżą do babci i przygotowują potrawy. Przychodzi też jej przyjaciółka, która zarazem jest jej kuzynką oraz jej młodszy brat.
Wzięła ciasto wycięte od szklanki i położyła je na kciuku i palcu wskazującym lewej dłoni, robiąc przy tym dołek na środku. Łyżeczką nabrała farszu z sera białego i cebuli, który umieściła na cieście. Wszystko ładnie ubiła i skleiła ze sobą końce ciasta przygniatając palcami. Nawet ładnie wychodziły te pierogi.
- Józek do Ciebie przyjedzie? - zapytała, kiedy zapełniały już drugą tacę pierogów
- Nie, pojechał do babci na kilka dni. - westchnęła
- No co ty... Nie fajnie.
- Trudno. Przynajmniej sama sobie posiedzę i odpocznę. A co z Tomkiem?
- Przyjedzie w drugi dzień świąt jakoś wcześniej, bo później jadę z nim do jego rodziny.
Ania z Tomkiem są wspaniałą parą. Są ze sobą od ponad roku, a miłość bije od nich na kilometry. Jest dla niej dobry, dba o nią, więc nie ma o co się martwić i pozostało jej tylko cieszyć się jej szczęściem. Często razem spędzają czas, są dobrze zgraną paczką. Chociaż często bywa, że Józek i Tomek nie potrafią się dogadać i w powietrzu wisi niemiła atmosfera. Boli ją to, ale nie chce stracić, ani przyjaciółki, ani chłopaka.
Odkąd pamięta ich zadaniem jest rozkładanie miejsca dla każdego. Nie lubiła układać tych talerzy, wycierać wszystkich sztućców i martwić się o wystrój. Ale zawsze z Anią puszczały sobie muzykę i wygłupiały się. Teraz mają po 24 lata i nadal to praktykują. Fajnie jest, jak coś się staje tradycją i wdraża się to w życie. Na szafce przy stole wigilijnym zostawiły także jedno wolne nakrycie dla wędrowca. Od zawsze chciała, żeby w ten wyjątkowy wieczór ktoś zapukał do drzwi i został z nimi.
- Dziewczynki, jak już skończycie, to dajcie proszę prezenty pod choinkę. - rzekła mama z kuchni
- Okej. - powiedziały równocześnie i zaczęły się śmiać
Zawsze ich rodzice robią prezenty dla każdego i potem po kolacji są rozdawane. Pamięta jak w dzieciństwie nie mogły się doczekać, aż będą mogły rozpakować swoje podarunki. Rodzice kazali jeszcze coś zjeść, zaśpiewać kolędy, a one cierpiały.
- Hoł, hoł, hoł. - z wielką torbą do pokoju wszedł Robert - Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?
- Raczej nie. - westchnęła Emilka i położyła ostatni widelec - Rozłożysz prezenty?
- Pewnie siostra. - uśmiechnął się i wziął się do pracy - Ten Twój będzie ?
- Nie. - szybko ucięła
- Jakiś słaby jest. - pisnął i odwrócił się do niej - Już tak długo jesteście razem, a ja dalej go nie poznałem.
- Nie moja wina. Na święta pojechał do babci na drugi koniec Polski.
Nie chciała już o nim rozmawiać. Każdy ją teraz o to wypytuje, jakby nie wiadomo co by to było. Przyjdzie taki czas, że w końcu go poznają. Ona chciała, ale życie jak zwykle płata figle i nie wyszło.
Przebrała się w sukienkę i usiadła przed lusterkiem. Musi zrobić jakiś lekki makijaż, żeby ukryć te pryszcze, które zaszczyciły ją swoją obecnością. Po pokoju rozniósł się dzwonek jej telefonu. Wzięła go i zobaczyła zdjęcie chłopaka. Uśmiechnięta przeciągnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha.
- Hej. - przywitała się radośnie
- Hej. - usłyszała jego głos - Co tam u Ciebie?
- A właśnie biorę się za malowanie, bo zaraz jedziemy do dziadków. - oznajmiła wygodnie opierając się o krzesło - A u Ciebie?
- Szykuję się właśnie na Wigilię. Dzwonię, bo chciałem Ci złożyć życzenia. Emilka, niech te święta będą dla Ciebie szczęśliwe. Żebyś zawsze była zdrowa i uśmiechnięta. Żeby ta praca magisterska poszła gładko, żebyś zawsze bezpiecznie wracała z akcji. Żeby spełniło się każde Twoje marzenie i duuuużo miłości.
- Dziękuję Józek. - powiedziała do radosnym głosem - Również chciałam Ci życzyć zdrówka, szczęścia i miłości. Żebyś został najlepszym magistrem astronomii na świecie i odkrył nie jedną fascynującą rzecz w kosmosie i nie tylko. Żebyś był tak wspaniałym człowiekiem jakim jesteś i żeby te najskrytsze marzenia się spełniły.
- Dziękuję. - rozbrzmiał się jego delikatny głos - Przepraszam, że mnie nie ma przy Tobie.
- Nic się nie stało. Baw się dobrze.
- Ty również. Buziaki.
- Buziaczki. Pa, pa.
Odłożyła telefon na biurko i wzięła podkład. Nacisnęła delikatnie na pompkę i na palcu pojawiła się kropla kremu o odcieniu zbliżonego do jej skóry. Nałożyła go na czoło i delikatnie rozprowadzała. Chwała temu, co wynalazł podkład. Dzięki temu jakoś wygląda, a nie chodzi ze swoimi wiecznie czerwonymi policzkami z różnej wielkości pryszczami. Nie jest fanką mocnego makijażu, ale delikatnego owszem. Jednak gdy jest w domu i nigdzie nie jedzie, to oczywiście się nie maluje. Daje odpocząć swojej skórze. Przeszła do policzków, na ich górnej części zawsze musi dać trochę więcej warstw, bo tam są najbardziej zaczerwienione.
- Gotowa? - do jej drzwi zapukał tato
- Chwilkę. - pisnęła i szybciej się upiększłała
Jeszcze tylko pomalować rzęsy i będzie gotowa.
Pierwsza kolacja wigilijna przebiegła tak jak zawsze. Gdy już cała rodzina się zjechała, to przystąpili do modlitwy. Tak jak zawsze niektórzy płakali po słowach i za tych, których przy nas już nie ma. Z Robertem z trudem powstrzymali się od śmiechu. Nigdy tego nie rozumiała, dlaczego tak jest. Potem przyszedł czas na dzielenie się opłatkiem i życzenia. Nie lubiła tego. Nie lubiła tego całowania, chociaż to była jej rodzina. Wszystkim praktycznie powtarzała to samo, no bo co ma wymyślić ? Tylko bracia usłyszeli oryginalne słowa, bo u nich można zaszaleć. Po tych męczarniach usiedli przy stole i na pierwszy rzut poszedł barszcz czerwony z uszkami.
Przyjechali do drugich dziadków. Była już tak najedzona, a czeka ją kolejna kolacja. Tylko że tutaj już lepsze towarzystwo. Ma tutaj Anie i tyle jej wystarczy. Zadowolona weszła do pokoju, gdzie już siedziała rodzinka. Miały swoje stałe miejsca koło choinki. Przecisnęła się koło stołu i usiadła na twardym krześle.
- Co tam? - zapytała kuzynkę
- A spoko. - odpowiedziała o zaczęła się śmiać - Myślałam, że już nie przyjedziecie.
- To co, zaczynamy. - powiedziała babcia, a wszyscy wstali
Robercik tak pięknie przeczytał Ewangelię, że ona się wzruszyła. Miał taki piękny głos lektora, a jeszcze nigdy go nie słyszała. Chwilę się pomodlili i przeszli do życzeń. Oczywiście pierwsza była Ania.
- Aniu, wszystkiego najlepszego, duuuuuuużo zdrówka, szczęścia, miłości z Tomaszkiem, dokończenia tej cudownej pracy magisterskiej, spełnienia wszystkich swoich marzeń, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. - z uśmiechem wpatrywała się w twarz przyjaciółki
- Dziękuję. Ja natomiast życzę Ci dużo zdrówka, szczęścia, obronienia magistra, spełnienia marzeń i dużo miłości.
Złamały opłatki i się do siebie przytuliły.
Nadeszła ta długo oczekiwana chwila - rozdawanie prezentów. Na zmianę brały torby prezentowe i odczytywały z karteczki do kogo należy. Nie obyło się bez śmiesznych sytuacji.
Rozpakowała jedną paczkę. Była w niej książka, którą ostatnio planowała kupić i śliczna czarna bluzka z napisem. Popatrzyła na rodziców i szeroko się uśmiechnęła.
Wzięła ciasto wycięte od szklanki i położyła je na kciuku i palcu wskazującym lewej dłoni, robiąc przy tym dołek na środku. Łyżeczką nabrała farszu z sera białego i cebuli, który umieściła na cieście. Wszystko ładnie ubiła i skleiła ze sobą końce ciasta przygniatając palcami. Nawet ładnie wychodziły te pierogi.
- Józek do Ciebie przyjedzie? - zapytała, kiedy zapełniały już drugą tacę pierogów
- Nie, pojechał do babci na kilka dni. - westchnęła
- No co ty... Nie fajnie.
- Trudno. Przynajmniej sama sobie posiedzę i odpocznę. A co z Tomkiem?
- Przyjedzie w drugi dzień świąt jakoś wcześniej, bo później jadę z nim do jego rodziny.
Ania z Tomkiem są wspaniałą parą. Są ze sobą od ponad roku, a miłość bije od nich na kilometry. Jest dla niej dobry, dba o nią, więc nie ma o co się martwić i pozostało jej tylko cieszyć się jej szczęściem. Często razem spędzają czas, są dobrze zgraną paczką. Chociaż często bywa, że Józek i Tomek nie potrafią się dogadać i w powietrzu wisi niemiła atmosfera. Boli ją to, ale nie chce stracić, ani przyjaciółki, ani chłopaka.
Odkąd pamięta ich zadaniem jest rozkładanie miejsca dla każdego. Nie lubiła układać tych talerzy, wycierać wszystkich sztućców i martwić się o wystrój. Ale zawsze z Anią puszczały sobie muzykę i wygłupiały się. Teraz mają po 24 lata i nadal to praktykują. Fajnie jest, jak coś się staje tradycją i wdraża się to w życie. Na szafce przy stole wigilijnym zostawiły także jedno wolne nakrycie dla wędrowca. Od zawsze chciała, żeby w ten wyjątkowy wieczór ktoś zapukał do drzwi i został z nimi.
- Dziewczynki, jak już skończycie, to dajcie proszę prezenty pod choinkę. - rzekła mama z kuchni
- Okej. - powiedziały równocześnie i zaczęły się śmiać
Zawsze ich rodzice robią prezenty dla każdego i potem po kolacji są rozdawane. Pamięta jak w dzieciństwie nie mogły się doczekać, aż będą mogły rozpakować swoje podarunki. Rodzice kazali jeszcze coś zjeść, zaśpiewać kolędy, a one cierpiały.
- Hoł, hoł, hoł. - z wielką torbą do pokoju wszedł Robert - Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?
- Raczej nie. - westchnęła Emilka i położyła ostatni widelec - Rozłożysz prezenty?
- Pewnie siostra. - uśmiechnął się i wziął się do pracy - Ten Twój będzie ?
- Nie. - szybko ucięła
- Jakiś słaby jest. - pisnął i odwrócił się do niej - Już tak długo jesteście razem, a ja dalej go nie poznałem.
- Nie moja wina. Na święta pojechał do babci na drugi koniec Polski.
Nie chciała już o nim rozmawiać. Każdy ją teraz o to wypytuje, jakby nie wiadomo co by to było. Przyjdzie taki czas, że w końcu go poznają. Ona chciała, ale życie jak zwykle płata figle i nie wyszło.
Przebrała się w sukienkę i usiadła przed lusterkiem. Musi zrobić jakiś lekki makijaż, żeby ukryć te pryszcze, które zaszczyciły ją swoją obecnością. Po pokoju rozniósł się dzwonek jej telefonu. Wzięła go i zobaczyła zdjęcie chłopaka. Uśmiechnięta przeciągnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła aparat do ucha.
- Hej. - przywitała się radośnie
- Hej. - usłyszała jego głos - Co tam u Ciebie?
- A właśnie biorę się za malowanie, bo zaraz jedziemy do dziadków. - oznajmiła wygodnie opierając się o krzesło - A u Ciebie?
- Szykuję się właśnie na Wigilię. Dzwonię, bo chciałem Ci złożyć życzenia. Emilka, niech te święta będą dla Ciebie szczęśliwe. Żebyś zawsze była zdrowa i uśmiechnięta. Żeby ta praca magisterska poszła gładko, żebyś zawsze bezpiecznie wracała z akcji. Żeby spełniło się każde Twoje marzenie i duuuużo miłości.
- Dziękuję Józek. - powiedziała do radosnym głosem - Również chciałam Ci życzyć zdrówka, szczęścia i miłości. Żebyś został najlepszym magistrem astronomii na świecie i odkrył nie jedną fascynującą rzecz w kosmosie i nie tylko. Żebyś był tak wspaniałym człowiekiem jakim jesteś i żeby te najskrytsze marzenia się spełniły.
- Dziękuję. - rozbrzmiał się jego delikatny głos - Przepraszam, że mnie nie ma przy Tobie.
- Nic się nie stało. Baw się dobrze.
- Ty również. Buziaki.
- Buziaczki. Pa, pa.
Odłożyła telefon na biurko i wzięła podkład. Nacisnęła delikatnie na pompkę i na palcu pojawiła się kropla kremu o odcieniu zbliżonego do jej skóry. Nałożyła go na czoło i delikatnie rozprowadzała. Chwała temu, co wynalazł podkład. Dzięki temu jakoś wygląda, a nie chodzi ze swoimi wiecznie czerwonymi policzkami z różnej wielkości pryszczami. Nie jest fanką mocnego makijażu, ale delikatnego owszem. Jednak gdy jest w domu i nigdzie nie jedzie, to oczywiście się nie maluje. Daje odpocząć swojej skórze. Przeszła do policzków, na ich górnej części zawsze musi dać trochę więcej warstw, bo tam są najbardziej zaczerwienione.
- Gotowa? - do jej drzwi zapukał tato
- Chwilkę. - pisnęła i szybciej się upiększłała
Jeszcze tylko pomalować rzęsy i będzie gotowa.
Pierwsza kolacja wigilijna przebiegła tak jak zawsze. Gdy już cała rodzina się zjechała, to przystąpili do modlitwy. Tak jak zawsze niektórzy płakali po słowach i za tych, których przy nas już nie ma. Z Robertem z trudem powstrzymali się od śmiechu. Nigdy tego nie rozumiała, dlaczego tak jest. Potem przyszedł czas na dzielenie się opłatkiem i życzenia. Nie lubiła tego. Nie lubiła tego całowania, chociaż to była jej rodzina. Wszystkim praktycznie powtarzała to samo, no bo co ma wymyślić ? Tylko bracia usłyszeli oryginalne słowa, bo u nich można zaszaleć. Po tych męczarniach usiedli przy stole i na pierwszy rzut poszedł barszcz czerwony z uszkami.
Przyjechali do drugich dziadków. Była już tak najedzona, a czeka ją kolejna kolacja. Tylko że tutaj już lepsze towarzystwo. Ma tutaj Anie i tyle jej wystarczy. Zadowolona weszła do pokoju, gdzie już siedziała rodzinka. Miały swoje stałe miejsca koło choinki. Przecisnęła się koło stołu i usiadła na twardym krześle.
- Co tam? - zapytała kuzynkę
- A spoko. - odpowiedziała o zaczęła się śmiać - Myślałam, że już nie przyjedziecie.
- To co, zaczynamy. - powiedziała babcia, a wszyscy wstali
Robercik tak pięknie przeczytał Ewangelię, że ona się wzruszyła. Miał taki piękny głos lektora, a jeszcze nigdy go nie słyszała. Chwilę się pomodlili i przeszli do życzeń. Oczywiście pierwsza była Ania.
- Aniu, wszystkiego najlepszego, duuuuuuużo zdrówka, szczęścia, miłości z Tomaszkiem, dokończenia tej cudownej pracy magisterskiej, spełnienia wszystkich swoich marzeń, wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. - z uśmiechem wpatrywała się w twarz przyjaciółki
- Dziękuję. Ja natomiast życzę Ci dużo zdrówka, szczęścia, obronienia magistra, spełnienia marzeń i dużo miłości.
Złamały opłatki i się do siebie przytuliły.
Nadeszła ta długo oczekiwana chwila - rozdawanie prezentów. Na zmianę brały torby prezentowe i odczytywały z karteczki do kogo należy. Nie obyło się bez śmiesznych sytuacji.
Rozpakowała jedną paczkę. Była w niej książka, którą ostatnio planowała kupić i śliczna czarna bluzka z napisem. Popatrzyła na rodziców i szeroko się uśmiechnęła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)